Numer ratunkowy 112 ma służyć do powiadamiania w sytuacjach zagrożenia życia. Tyle, że nie zawsze można uzyskać pomoc. Przekonał się o tym pan Marek, który zadzwonił pod 112, kiedy jego matka zaczęła się dusić. Tyle, że policjant, który odebrał telefon, nie wiedział, co zrobić.
Na początku grudnia ub. roku Marek Gołębiowski zadzwonił po numer ratunkowy 112, by wezwać pogotowie do swojej matki, która niedawno opuściła szpital. Kobieta była sama w domu i zaczęła się dusić.
- Pomocy nie uzyskałem. W pewnym momencie ten pan stwierdził nawet, że nie mieszkamy w Stanach Zjednoczonych ani w Anglii, żeby przyjmował na numerze 112 takie zgłoszenia – opowiada pan Marek.
"Mogła pomyśleć, że to głupi żart"
Komenda Powiatowa Policji w Zduńskiej Woli nie chciała udostępnić zarejestrowanej rozmowy między panem Markiem a funkcjonariuszem.
Reporterzy "Prosto z Polski" dotarli do innego nagrania, z którego wynika, że policjant w pewnym momencie próbował coś robić, tyle że nieskutecznie.
- Prawdopodobnie było nieskuteczne przełączenie rozmowy. W zapisie (rozmowy – red.) cały czas były notowany sygnał wywoływania: "proszę czekać będzie rozmowa", tak jakbyśmy czekali na przełączenie tej rozmowy, którą prowadził syn kobiety potrzebującej pomocy z numerem 112 – mówi dr Krzysztof Chmiela, zastępca dyrektora w Pogotowiu Ratunkowym FALCK.
W tej sytuacji dyspozytorka mogła nie wiedzieć, kto przełącza rozmowę, bo funkcjonariusz w ogóle się nie przedstawił. I gdyby nie to, że podał numer telefonu osoby zgłaszającej, czyli pana Marka, dyspozytorka mogła by nie potraktować tego zgłoszenia poważnie. - Mogła pomyśleć, że to głupi żart - zastrzega dr Chmiela.
Chwilę po rozmowie dyspozytorki z funkcjonariuszem, pan Marek zadzwonił bezpośrednio na numer pogotowia. Wtedy dyspozytorka wiedziała już kto i gdzie potrzebuje pomocy.
Sprawa do prokuratury
Jak się okazało, nie tylko pan Marek bezskutecznie próbował uzyskać pomoc dla chorej matki pod numerem 112. Wcześniej dzwoniła tam także sąsiadka.
Potwierdza to Jacek Kozłowski z Komendy Powiatowej Policji w Zduńskiej Woli. - Za pierwszym razem, jak zadzwoniła kobieta, która powiedziała, że chce się skontaktować z pogotowiem ratunkowym, policjant powiedział, że to jest policja i że numer na pogotowie to 999 – relacjonuje Kozłowski.
Pan Marek nie zamierza tej sprawy tak zostawić, dlatego złożył zawiadomienie do prokuratury. Jego matka od 3 grudnia ub. roku, czyli od dnia zdarzenia, leży w szpitalu na intensywnej terapii. - Pacjentka jest w bardzo ciężkim stanie - mówi Grażyna Kieszniewska, rzecznik prasowy szpitala w Sieradzu.
Dyżur w zastępstwie
Po interwencji reporterów "Prosto z Polski" Komendant Powiatowy Policji w Zduńskiej Woli wszczął postępowanie wyjaśniające. Okazało się, że policjant, choć pełnił dyżur, odbierając telefony dzwoniące na numer 112, nie przeszedł stosownego przeszkolenia.
Tego feralnego wieczoru był tam w zastępstwie. Na co dzień pracuje w pionie prewencji, patroluje ulice Zduńskiej Woli. Służbę pełni od dwudziestu lat.
Ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego w Sieradzu, nie obwiniałby za to, co się stało tylko funkcjonariusza. - Ciągle mówimy o poszczególnych ludziach, a nie organizacji. Myślę, że tu zawodzi system, a pojedynczy ludzie wpadają w ten system, jak ziarenka w tryby wielkiej machiny, która ich przemiela – mówi dr Andrzej Wiśniewski, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Sieradzu. I dodaje: - Policjanci nie są w ogóle do tego przygotowani, ktoś kto im ten numer 112 do obsługi przeznaczył, popełnił fatalny błąd.
Wdrażanie systemu alarmowego 112 w Polsce trwa od sześciu lat. Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie poinformowała, że system nadal nie spełnia swojej roli.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24