- Na własne oczy zobaczyłem, jak funkcjonuje polska armia. Idzie po trupach swoich żołnierzy - mówi Andrzej Smyczyński, którego brat zginął w katastrofie CASY pod Mirosławcem. - Pojawiło się dwóch panów i powiedzieli wprost, że mam przestać interesować się sprawą Mirosławca, bo moja matka będzie opłakiwać drugiego syna - wspomina wydarzenia sprzed trzech lat. Groźby pojawiły się po tym, jak Smyczyński zaczął rozmawiać o swoich wątpliwościach w kwestii wyjaśniania katastrofy z dziennikarzami.
W niedzielę 23 stycznia minęła trzecia rocznica katastrofy wojskowego samolotu CASA w Mirosławcu, w której zginęło dwudziestu oficerów polskich sił powietrznych.
Trzy lata temu Andrzej Smyczyński był zaskoczony, że raport w sprawie okoliczności tragedii przedstawiono już po dwóch miesiącach. Swoimi wątpliwościami podzielił się z kilkoma dziennikarzami. Wtedy zaczęły się groźby. - Pojawiło się dwóch panów. Jeden z nich odchylił klapę kurtki, pokazał kaburę i odszedł. W trakcie wchodzenia do samochodu wykonał taki ruch, że do mnie strzela. Powiedział, że wie, gdzie mieszkam, z kim rozmawiam, co robię, z kim pracuję. Powiedział, że to jest prośba od panów w mundurach - wspomina Smyczyński.
Prokuratura: nie sposób cokolwiek ustalić
Andrzej Smyczyński nie poddał się. Sam nie zna się na lotnictwie, więc zaczął pytać - nieoficjalnymi kanałami - ekspertów, wojskowych, lotników. Od wielu usłyszał sceptycyzm wobec oficjalnej wersji wydarzeń. Kilka miesięcy później maila dostał jego szwagier. - Powtórzono te groźby i wydaje mi się, że od tego samego kręgu osób. Różnie można grozić śmiercią, a w tym mailu znów pojawiło się słowo opłakiwać - mówi Smyczyński.
Mail szybko sam się skasował - ale zachowało się zdjęcie jego zawartości. Nadawca miał pseudonim "doradca życiowy".
Sprawa gróźb pod adresem Andrzeja Smyczynskiego trafiła do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Jesienią 2009 roku została umorzona. - Dane, które podał nam pan Smyczyński były bardzo ogólne (...) i nie sposób było cokolwiek ustalić - stwierdził płk. Sławomir Schewe z prokuratury.
Prokuratura zajęła się też mailem z groźbami. - Zwróciliśmy się do portalu internetowego, z którego ta wiadomość była wysłana, a przynajmniej to sugerował adres. Ustalono, że w rejestrach takiego adresu nie ma i nigdy nie było - powiedział Schewe.
"Ja nie wywierałem presji. Ja prowadziłem rozmowę"
Umorzono też wątek śledztwa, dotyczący Klaudyny Andrzejewskiej, córki generała Andrzej Andrzejewskiego, który też zginął w Mirosławcu. Kobieta nie ukrywała swoich pretensji do wojska, że wbrew obietnicom nie pomaga ono w trudnych chwilach. Mówiła o tym w programie "Teraz My" dwa lata temu. Wspomniała też o telefonie, który do jej matki wykonał dowódca sił powietrznych gen Andrzej Błasik. - Żeby wpłynęła na mnie, abym nie publikowała żadnego artykułu i nie wypowiadała się w mediach na temat rożnych sytuacji, które mają miejsce wokół tej katastrofy - mówiła wówczas Andrzejewska. - Ja nie wywierałem presji, ja prowadziłem rozmowę, zaznaczając, że jest to rozmowa koleżeńska - odparł wtedy Błasik. Prokuratura wojskowa uznała, że ta rozmowa nie nosiła znamion przestępstwa.
Jak podała "Rzeczpospolita", w Ministerstwie Obrony Narodowej na początku 2009 roku szukano kompromitujących informacji na temat wdowy i córki generała Andrzejewskiego. "Rz" ujawniła fragment maila, który miał wysłać pułkownik Wiesław Grzegorzewski, wówczas z departamentu prasowego MON. "Swoją drogą można by wysłać tam dobrze poinformowanych dziennikarzy »Superaka« lub »Faktu«, niech je wezmą na języki. Wtedy Poznań (w którym mieszkają kobiety - red.) będzie dla nich za mały... Choć zachowują się tak, że gdyby na nich pluł, to powiedzą, że deszcz pada...” - brzmiała treść wiadomości.
PiS: to próba dyskredytacji polskiego oficera
Płk. Grzegorzewski sytuacji nie chciał komentować. MON ograniczył się do komunikatu: "MON z oczywistych względów nie interesuje się prywatnym życiem rodziny zmarłego", dodając, "że trzy lata temu wdowy po oficerach poległych w katastrofie wysłały do Bogdana Klicha list, dziękując za wsparcie".
To wyjaśnienie nie przekonuje Stanisława Wziątka z SLD, przewodniczącego sejmowej komisji obrony narodowej. - Ta sprawa powinna być wyjaśniona. Na najbliższym posiedzeniu komisji obrony narodowej zapytam o to ministra Klicha - zapewnia polityk. Mariusz Kamiński (PiS) z tej samej komisji na sprawę patrzy inaczej. - Mam wrażenie, że jest to kolejna próba uderzenia w gen. Błasika i dyskredytacji polskiego oficera - mówi Kamiński.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24