Aleksander L., podejrzany o oferowanie pozytywnej weryfikacji oficerom WSI w zamian za łapówkę, nie siedzi już w areszcie. Opuścił go pod koniec ubiegłego roku - pisze "Rzeczpospolita". Informację tę potwierdza Robert Majewski, szef warszawskiego Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, który prowadzi śledztwo w sprawie tzw. afery aneksowej, czyli domniemanej korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI.
Według nieoficjalnych informacji gazety, pułkownik L. mógł zdecydować się na współpracę ze śledczymi. On sam odmawia komentarza. - Jestem osobą prywatną, nie będę rozmawiał na żaden temat – uciął rozmowę z dziennikarzami "Rzeczpospolitej". O szczegółach sprawy nie chce też mówić obrońca pułkownika.
Kosztowne weryfikowanie
L. jest emerytowanym oficerem wojskowych służb specjalnych. Do aresztu trafił w lipcu 2008 r., po postawieniu mu zarzutów płatnej protekcji w związku z podejrzeniami o korupcję w komisji weryfikacyjnej WSI. Identyczne zarzuty usłyszał dziennikarz Wojciech Sumliński. Obaj mieli, według prasy, oferować załatwienie pozytywnej weryfikacji oficerom WSI i sprzedaż aneksu do raportu. Płk. Leszek Tobiasz, oficer byłych WSI, twierdzi, że miało to kosztować 200 tys. zł.
Jak pisały gazety, Sumliński i L. proponowali też ponoć biznesmenom (powołując się na znajomość z członkami komisji weryfikacyjnej WSI Piotrem Bączkiem i Leszkiem Pietrzakiem), których nazwiska miał zawierać aneks, wykreślenie ich z dokumentu. Sumliński i L. nie przyznają się do winy.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24