Czyn, jakiego dokonał zomowiec, nie przedawnił się. Taka jest teza tej kasacji - oświadczył minister sprawiedliwości. Krzysztof Kwiatkowski chce, by orzeczenie Sądu Apelacyjnego ws. śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka rozpatrzył Sąd Najwyższy.
Minister Kwiatkowski, uzasadniając swoją decyzję o złożeniu kasacji, podkreślał, że nie ma wątpliwości, iż Przemyk został brutalnie pobity przez zomowców w trakcie pełnienia przez nich służby, i że był wśród nich Ireneusz K.
W połowie grudnia ub. roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że za śmiertelne pobicie Przemyka nie można już nikogo ukarać, bo sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r. Dlatego też umorzył proces byłego zomowca Ireneusza K., skazanego wcześniej za udział w śmiertelnym pobiciu na komisariacie na 8 lat więzienia (wyrok miał formalny charakter, bo sąd nie odnosił się w ogóle do zarzucanego czynu).
Sprawa nie jest prosta i tym bardziej uznałem konieczność poddania jej ocenie Sądu Najwyższego. (...) Czyn, jakiego dokonał zomowiec nie przedawnił się. Taka jest teza tej kasacji Kwiatkowski
- Sprawa nie jest prosta i tym bardziej uznałem konieczność poddania jej ocenie Sądu Najwyższego - podkreślił Kwiatkowski. Poinformował również, że zażądał wyjaśnień od Prokuratora Apelacyjnego, dlaczego prokuratura nie apelowała po wyroku I instancji, który uznał, że pobicie Przemyka nie jest zbrodnią komunistyczną - w jej przypadku proces się nie przedawnia. - Czyn, jakiego dokonał zomowiec, nie przedawnił się. Taka jest teza tej kasacji - dodał minister sprawiedliwości.
Kilka procesów i nic
K. był sądzony już wtedy piąty raz, ale po raz pierwszy skazany. Wyrok 8 lat więzienia został zmniejszony o połowę na mocy amnestii.
Sądy - raz w PRL i cztery razy po 1989 r. - uwalniały Ireneusza K. od winy w tej jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL. Wyroki uniewinniające uchylały sądy wyższych instancji.
Sąd Okręgowy w Warszawie dwa lata temu nie miał wątpliwości, że K. był jednym z trzech milicjantów, którzy w maju 1983 r. bili Przemyka w komisariacie MO na Starym Mieście w Warszawie. W PRL władze usiłowały przerzucić odpowiedzialność na sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W sfingowanym procesie skazano ich na więzienie.
40 śmiertelnych ciosów
12 maja 1983 r. Grzegorz Przemyk - wówczas 19-letni maturzysta - świętował z kolegą zdane egzaminy na Pl. Zamkowym w Warszawie. Wtedy zatrzymali go milicjanci, a ponieważ nie miał dokumentów zabrali go na komisariat, gdzie został skatowany.
Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją przeciw władzom.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24