Suwalska policja ma przesłuchać kierowcę samochodu Janusza Palikota, który zbiegł z miejsca kolizji w Suwałkach przed kilkoma dniami. Kiedy do tego dojdzie - nie wiadomo, bo formalnie funkcjonariusze jeszcze nic o sprawcy nie wiedzą. Choć faktycznie - wiedzą od piątku.
Biały Land Rover należący do Palikota zderzył się z innymi autem w ubiegły piątek i zbiegł z miejsca zdarzenia. Poszkodowany kierowca zapisał jednak numery rejestracyjne auta i zawiadomił policję.
Kiedy funkcjonariusze sprawdzili tablice, okazało się, że pojazd należy do posła z Lublina. Palikot poinformował, że auto prowadził jego pracownik i zobowiąże go do stawienia się na komendzie w Suwałkach.
Na razie, jak informuje nas suwalska policja, mężczyzna na komendę się nie stawił, ale też nie został wezwany. Sprawa ugrzęzła w biurokratycznych procedurach.
Nic nie wiedzą
Okazuje się bowiem, że policja z Suwałk nic oficjalnie nie wie o właścicielu auta, choć wcześniej funkcjonariusze poinformowali o tym całą Polskę.
- Wiemy tylko, że ten pojazd należy do mieszkańca Lublina. Zwróciliśmy się z prośbą do lubelskiej komendy o sprawdzenie, do kogo należy - powiedział nam w środę rano rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach Krzysztof Kapusta.
Teraz suwalscy policjanci muszą czekać na odpowiedź swoich kolegów z Lublina.
Cisza
Co więcej, cała oficjalna wiedza policjantów pochodzi od uczestnika kolizji. Nie mogą się opierać na skierowanym do mediów oświadczeniu Palikota, w którym przyznał, że jego auto brało udział w zdarzeniu, bo - jak mówią - nie dostali go do rąk własnych.
Po tym jak sprawą zainteresowali się dziennikarze, sam poszkodowany natomiast zamilkł, nie odpowiada nawet na wezwania policji - informuje nas Kapusta.
Policjanci mają obowiązek przesłuchania zarówno poszkodowanego, jak i sprawcy kolizji. Ponieważ jeden się nie odzywa, a drugiego oficjalnie nie znają, to sprawa oficjalnie jeszcze potrwa.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24