Ostre spięcie pomiędzy posłanką PiS Marzeną Wróbel a przewodniczącym komisji ds. nacisków Andrzejem Czumą (PO). Zdaniem przewodniczącego Wróbel nie mówiła "do rzeczy" przesłuchując świadka i wykluczył ją z posiedzenia. Gdy Wróbel nie chciała wyjść z sali, Czuma postanowił przedwcześnie zakończyć posiedzenie komisji.
Dziś przed sejmową komisją ds. nacisków stanął dziennikarz „Gazety Wyborczej” Wojciech Czuchnowski. Odpowiadał on na pytania posłów dotyczące kontroli operacyjnej dziennikarzy, którą służby miały prowadzić w latach 2005-2007.
Powiadomiłem panią poseł Wróbel, że czterokrotnie upominałem ją, żeby mówiła do rzeczy. W myśl art. 155 poprosiłem ją o opuszczenie sali Andrzej Czuma, PO
Do awantury doszło, gdy posłanka Prawa i Sprawiedliwości zaczęła dopytywać Czuchnowskiego, czy jego źródła wykorzystane podczas pisania artykułu o kontrolowaniu dziennikarzy były jedno- czy wielostronnie. Następnie Wróbel zaczęła mówić o swojej analizie tekstów autorstwa Czuchnowskiego: - Odnoszę wrażenie, że pan bardzo często ocenia będąc osobą zainteresowaną w tej sprawie.
- Przypominam pani, że pani wrażenia nie są przedmiotem prac komisji. Mamy świadka, proszę zadawać pytania i nie wchodzić w dysputy ze świadkiem - przerywał Czuma. W odpowiedzi Wróbel stwierdziła, że myślenie przewodniczącego komisji jest "prostolinijne", a w jej ocenie motywacja świadka "jest niezwykle istotna". Posłanka niewzruszona uwagami przewodniczącego nadal analizowała artykuły dziennikarza "Wyborczej", w których opisywał on polityków PiS.
Po odpowiedzi Czuchnowskiego, Wróbel zaczęła cytować fragment książki dotyczący obiektywności dziennikarskiej. - Pani poseł, komisja ds. nacisków nie jest forum do prowadzenia debat na temat charakteru pracy dziennikarzy. Po raz czwarty panią upominam, że pani mówi od rzeczy - wtrącał Czuma.
7 minut przerwy
Wróbel nie przestawała mówić równo z przewodniczącym, a gdy stwierdziła, że wykonuje on w komisji "robotę partyjną uniemożliwiając jej zadanie pytań", ten zarządził 7-minutową przerwę. Następnie podszedł do posłanki PiS i powtórzył, że czterokrotnie ją upominał i zgodnie z regulaminem może ją usunąć z sali. - Proszę w takim układzie wyprowadzić mnie z sali - odpowiedziała.
- Powiadomiłem panią poseł Wróbel, że czterokrotnie upominałem ją, żeby mówiła do rzeczy. W myśl art. 155 poprosiłem ją o opuszczenie sali - zakończył Czuma.
Wróbel zadeklarowała, że nie zamierza zastosować się do decyzji przewodniczącego komisji i zażądała spotkania z marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną. - To co pan robi to jest zwykła robota partyjna i skandaliczne zachowanie - tak oceniła posłanka PiS decyzję Czumy o przerwaniu przesłuchania.
Po wznowieniu
Przez całą 7-minutową przerwę Wróbel nie ruszała się ze swojego krzesła i nie zamierzała opuszczać sali. - Ze względu na kilkakrotne naruszenie regulaminu przez panią poseł Marzenę Wróbel i nieustanne wchodzenie w polemiki z naszymi ekspertami i świadkiem, kilkakrotnie zwracałem jej uwagę, aby zadawała pytania i nie chciała tego uczynić (...) poleciłem, aby pani Marzena Wróbel opuściła salę - powiedział Czuma wznawiając posiedzenie i jeszcze raz poprosił ją o opuszczenie sali.
Gdy po raz kolejny odmówiła, Czuma stwierdził: - Dziękuję bardzo. Przerywam w takim razie przesłuchanie.
Czuchnowski ma zostać ponownie wezwany przez komisję w innym terminie.
"Zamiatanie pod dywan" w cieniu kłótni
Dzisiaj służby i policja korzystają ze swoich uprawnień do tego, aby obchodzić przepisy chroniące tajemnicę dziennikarską. (...) Ostatnie dane o skali kontrolowania przez służby specjalne połączeń telefonicznych w naszym kraju pokazują, jak chętnie władza sięga po ten środek, skwapliwie korzystając z niedoskonałego prawa Wojciech Czuchnowski, dziennikarz
Jak podkreślił, politycy zamiast wyjaśnić sprawę do końca mówią teraz, że nie da się nic z tym zrobić.
Czuchnowski oceniał, że kontrolowanie przez władze kontaktów dziennikarzy w poszukiwaniu źródeł pokazuje jak "iluzoryczne" jest przestrzeganie w Polsce prawa prasowego i zasady tajemnicy dziennikarskiej. - Dzisiaj służby i policja korzystają ze swoich uprawnień do tego, aby obchodzić przepisy chroniące tajemnicę dziennikarską. (...) Ostatnie dane o skali kontrolowania przez służby specjalne połączeń telefonicznych w naszym kraju pokazują, jak chętnie władza sięga po ten środek, skwapliwie korzystając z niedoskonałego prawa - podkreślał. Czuchnowski dodał, że politycy, nie chcąc do końca wyjaśnić sprawy inwigilowania dziennikarzy, najwidoczniej nie mają zamiaru z tego środka zrezygnować.
Prawdziwe ofiary inwigilacji
Dziennikarz mówił także, że nie czuje się ofiarą działań policji, choć - jak zaznaczył - odczuwa "duży niesmak" związany z całą tą sprawą. W jego ocenie, rzeczywistymi ofiarami inwigilacji dziennikarzy są osoby, które często ryzykując własną karierę, a nawet narażając się na odpowiedzialność karną, decydują się na informowanie opinii publicznej o nieprawidłowościach m.in. w instytucjach państwowych czy partiach politycznych.
- Bez takich ludzi na światło dzienne nigdy nie wyszłyby takie sprawy jak afera starachowicka, sprawa "łowców skór", nadużycia w Samoobronie, afera hazardowa, fakty dotyczące katastrofy smoleńskiej, obyczajowe skandale w polskim kościele oraz setki spraw korupcyjnych od poziomu najwyższych władz państwowych do samorządów gminnych - powiedział Czuchnowski.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24