- Myśleliśmy, że nikt nie przeżyje i tę butelkę wmurowaliśmy na pamiątkę - opowiada Wacław Sobczak, numer obozowy 145664. To on jest jednym z autorów listu w butelce, którą niedawno znaleziono na terenie dawnego bunkra obozu w Auschwitz. List pochodzi z 20 czerwca 1944 roku. Zalany w betonie, przetrwał 65 lat.
Historia pana Wacława przypomina wojenny los tysięcy młodych Polaków. Nie chciał wyjechać do Niemiec na roboty przymusowe. Na terenach okupowanych przez III Rzeszę taki obowiązek mieli wszyscy, którzy ukończyli czternaście lat. Ukrywał się. Został złapany i wywieziony do Auschwitz. Tam został przydzielony do komanda robotniczego.
Był jednym z siedmiu więźniów, którzy budowali schron przeciwlotniczy. Postanowili pozostawić po sobie znak. Pan Wacław, doskonale pamięta, jak razem z innymi zamurowywał butelkę. - Zamurowywaliśmy we dwóch - opowiada. - Jeden wkładał, a drugi kielnią robił zamach - mówi pan Wacław.
Dwa tygodnie pieszo wracał do Polski
Myśleliśmy, że nikt nie przeżyje i tę butelkę wmurowaliśmy na pamiątkę. Wacław Sobczak
Po 65 latach list został znaleziony w czasie remontu piwnic Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu. Napisany ołówkiem na kawałku worka po cemencie, który zawiera imiona nazwiska i numery siedmiu więźniów. - Myśleliśmy, że nikt nie przeżyje i tę butelkę wmurowaliśmy na pamiątkę - opowiada pan Wacław.
Pan Wacław wyzwolenia obozu nie doczekał na miejscu. Pod koniec 1944 roku wraz z tysiącami innych został ewakuowany w głąb Rzeszy. Trafił do Rostocku. Tam zastał go koniec wojny i upragnione wyzwolenie. Przez dwa tygodnie pieszo wracał do Polski.
Świadectwo przeszłości
Władze oświęcimskiej uczelni zapowiadają, że upamiętnią miejsce, w którym znaleziono butelkę. Oryginał trafi do obozowego muzeum. W ścianie zostanie umieszczona kopia znaleziska - znak i świadectwo przeszłości dla wszystkich, którzy odwiedzają szkołę.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24