Wszystkie moje działania są legalne, nie piorę brudnych pieniędzy i dalej pozywam "Dziennik" - napisał Janusz Palikot w swoim oświadczeniu, przesłanym m.in. do premiera. - Jeśli ktokolwiek ma w tej sprawie dowody mogące świadczyć przeciwko moim słowom, wzywam go do publicznego ich przedstawienia - dodał poseł PO.
Palikot ponownie odpowiada na zarzuty "Dziennika". Pod koniec maja gazeta napisała, że Palikot założył w 2007 r. w Luksemburgu spółkę, która zaczęła pożyczać mu pieniądze. Miała je od innej małej spółki, której adresem jest skrzynka pocztowa na Cyprze. Jej udziałowcy rezydują w jednym z tzw. rajów podatkowych na Karaibach - a według byłej żony Palikota właśnie tam poseł ukrył część majątku.
Poseł PO zapewnia, że wyprzedawał swoje firmy od 2005 roku zgodnie z deklaracją, jaką złożył wstępując do PO. - Sprzedając Ambrę, Polmos Lublin czy też Towarzystwo Inwestycyjne, gwarantowałem sobie w zawieranych kontraktach – oprócz uzgodnionej z kontrahentami ceny – także możliwość zaciągnięcia pożyczek. (...) Jest to często stosowana praktyka i każdy kto prowadzi biznes w skali przekraczającej wymiar średniego przedsiębiorstwa zna te zasady. Podkreślam: jest to praktyka legalna w świetle obowiązującego prawa - napisał w liście.
"Nie piorę pieniędzy"
Jak dodał, "nie bierze też udziału w procederze prania brudnych pieniędzy ani w żadnych innych operacjach finansowych, które nie są zgodne z przepisami polskiego i unijnego prawa".
Również kwestia adresu w raju podatkowym, zdaniem Palikota, nie powinna budzić kontrowersji. - Zawierające ze mną transakcje kupna-sprzedaży fundusze inwestycyjne i inni nabywcy, a także obsługujące je instytucje finansowe – w celu zrealizowania zakupu – niejednokrotnie posługują się firmami specjalnie do tego celu zarejestrowanymi w rajach podatkowych. To pozwala im oszczędzać na podatkach przy późniejszej sprzedaży aktywów. Tego typu spółki są rejestrowane w kilku zaledwie budynkach i tam, pod jednym adresem, bywa zarejestrowanych 100 albo nawet 200 tysięcy firm - napisał poseł.
"Wzywam 'Dziennik' do przedstawienia dowodów'
Dalej zapewnił, że nie ma "żadnych udziałów czy akcji w żadnej z wymienionych w artykule firm". - Nie kontroluję ich, nie zasiadam w radach nadzorczych, w zarządach, ani w żaden inny sposób nie jestem z nimi związany. Oświadczam więc, że jeśli ktokolwiek ma w tej sprawie dowody mogące świadczyć przeciwko mojemu oświadczeniu, wzywam go do publicznego ich przedstawienia. Wzywam do tego w pierwszej kolejności redakcję "Dziennika" - dodał.
Wreszcie Palikot odniósł się do zarzutów byłej żony, która od kilku lat procesuje się z nim o majątek, a reprezentuje ją Roman Giertych. Przypomniał, że sąd odrzucił wnioski mecenasa, ale sprawa trwa, bo "na wniosek Romana Giertycha przekładane są terminy kolejnych przesłuchań". - Jaki ma interes mecenas Giertych w przedłużaniu tego procesu – nie wiem. Ta taktyka wynika zapewne ze słabej pozycji merytorycznej powoda, który zakładając przegraną przedłuża postępowanie sądowe: im dłużej będzie trwało wyjaśnianie moich spraw majątkowych, tym dłużej można kontynuować „zadymę” wokół Palikota - uważa poseł. Według niego zarzuty Giertycha powtórzyli w swoim tekście dziennikarze Dziennika, "co skłoniło go do bezpośredniego nazwania informatora reporterów".
Dalej pozywa gazetę
- Podtrzymuję swoją decyzję o wystąpieniu z pozwami przeciwko redakcji i wydawnictwu Axel Springer Polska, o ile nie doczekam się w najbliższych wydaniach przeprosin i sprostowań - zakończył Palikot. Poseł domaga się 10 mln zł na cel charytatywny. Pełen tekst pozwów można przeczytać na blogu Palikota.
kaw//kdj
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24