Wraz z nadejściem zimy rozpoczyna się okres grzewczy. Jak się okazuje, w polskich piecach ląduje nie tylko węgiel i drewno, ale i wiele szkodliwych dla środowiska odpadów. W Katowicach aż co trzeci mieszkaniec przyznaje, że w domowym piecu pali śmieci. Oszczędnych gospodarzy skontroluje straż miejska i policja, które zadbają, by dym z ich kominów nie zagrażał naszemu życiu.
Dym z kominów ulatnia się szybko, ale problem, który za sobą pozostawia, pozostaje na długo. Wszystko przez to, że w piecach nie zawsze ląduje to co powinno. Jak zauważa Sylwester Gońcarz, mieszkaniec Łodzi, jego sąsiedzi wrzucają do pieców "wszystko co się da". - Zbierają gałęzie, odpady i to się spala - mówi. Sam ogrzewa dom ekogroszkiem.
Pouczają, upominają
W Opolu Straż Miejska puka do drzwi, zagląda do piecy i sprawdza, czy domowe ognisko nie zatruwa życia właścicielom i okolicznym mieszkańcom. - Spotkaliśmy się z tym, że osoba pocięła opony, które zużyła i wrzucała do pieca i skończyło się to wnioskiem do sądu - mówi mł. spec. Arkadiusz Bochyński z opolskiej Straży Miejskiej. Jednakże zazwyczaj kończy się na upomnieniach i pouczeniu. Strażnicy mogą także wypisać 500-złotowy mandat, ale rzadko z tej możliwości korzystają.
W akcje zwalczania szkodliwego opału zaangażowało się już ponad pół tysiąca samorządów w całym kraju. Ze statystyk bowiem wynika, że na początku okresu grzewczego normy pyłu, w szczególności w miastach, przekroczone były nawet czterokrotnie. Dopuszczalne stężenie pyłu wynosi 50 um/m3. Tymczasem w Szczecinie wynosi ono 179, w Jeleniej Górze 190, a w Krakowie i Tarnowie odpowiednio 241 i 242 um/m3.
Specjalnie przygotowana do splania odpadów komunalnych spalarnia emituje tysiąc razy mniej trujących substancji niż domowy piec.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN