Szef byłej komisji weryfikacyjnej WSI Jan Olszewski stwierdził, że podejrzenia o braki w dokumentach, którymi dysponowała komisja, są bezzasadnym pomówieniem. Podkreślił, że całkowitą odpowiedzialność za stan przejętych od komisji dokumentów ponosi szef SKW i szef MON. Wcześniej do warszawskiej prokuratury wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w tej sprawie.
Jak wyjaśnił Olszewski, komisja weryfikacyjna w toku swojej pracy zgromadziła dokumenty należące m.in. do wywiadu, kontrwywiadu wojskowego, policji, prokuratury, Instytutu Pamięci Narodowej oraz dokumenty własne samej komisji. - Nikt poza komisją nie miał prawa z nimi się zapoznawać - podkreślił Olszewski.
Jak mówił, 30 czerwca, w ostatnim dniu pracy komisji, jej członkowie pracowali do północy. Rano na miejsce, gdzie pracowała komisja wkroczyli funkcjonariusze SKW. – Bezprawnie zabrali dokumenty nie dokonując spisu zdawczo-odbiorczego - zaznaczył.
Jego zdaniem, "całkowita odpowiedzialność obciąża szefa SKW płk. Jana Noska oraz szefa MON Bogdana Klicha. Olszewski przypomniał, ze Klich już wcześniej zarzucał komisji brak dokumentów - początkowo 400, potem 200, ostatecznie 50. - Powiedział, że wie kto je zabrał. Ostatnio była mowa już o 18 dokumentach, a właściwie, że brakuje nie tyle akt, co podpisów pod dokumentami - wyliczał Olszewski.
Sprawa dokumentów WSI już w prokuraturze
Wcześniej szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Jan Nosek złożył w warszawskiej prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z brakującymi dokumentami od byłej komisji weryfikacyjnej WSI. Chodzi o możliwość popełnienia przez członków komisji przestępstwa niedopełnienia obowiązków służbowych - poinformował rzecznik MON Robert Rochowicz.
W środę minister obrony narodowej Bogdan Klich poinformował, że wśród przejętych materiałów nadal brakuje 18 dokumentów. Sprecyzował, że nie ma podpisów na kartach pobrania i zwrotu tych materiałów. Dodał, że 13 z nich miał pobrać były szef komisji weryfikacyjnej Antoni Macierewicz, cztery - Krzysztof Łączyński i jeden - Mariusz Marasek - członkowie tej komisji.
Macierewicz umywa ręce
Macierewicz podkreśla, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a cała sprawa to efekt zaniedbań, do których doszło podczas wywożenia materiałów z BBN - gdzie mieściła się przez jakiś czas kancelaria komisji weryfikacyjnej. Według posła PiS, gdy wywożono dokumenty do MON, doszło do zaniedbań. - Nie zrobiono wówczas nawet spisu zdawczo-odbiorczego, zrobiono gigantyczny bałagan w dokumentach - oceniał.
Klich: Pomysł Macierewicza jest poroniony
- Mówienie o jakichś protokołach zdawczo-odbiorczych jest "pomysłem poronionym" - ripostował Klich. - Jak SKW mogłaby sama w stosunku do siebie zdawać albo pobierać jakieś materiały - wskazywał.
O tym, że wśród przejętych materiałów są braki, Klich informował już w lipcu. Mówił wówczas o ok. 200 dokumentach, w środę poinformował, że nadal brakuje 18 z nich. Odmówił podania, czego dotyczą, gdyż mają one charakter niejawny - począwszy od zastrzeżonych, a skończywszy na ściśle tajnych.
Co się działo z aktami WSI
30 czerwca upłynął termin działania komisji weryfikacyjnej pod przewodnictwem Jana Olszewskiego, która weryfikowała żołnierzy WSI, chcących służyć w nowych służbach. Służba Kontrwywiadu Wojskowego przewiozła wtedy akta komisji z siedziby BBN ponownie do siedziby SKW.
Akta komisji były zdeponowane w prezydenckim BBN od listopada 2007 r. - przeniósł je tam Olszewski z siedziby SKW po powstaniu koalicji PO-PSL.
Źródło: TVN 24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24