Kilka tygodni temu ogień zabrał im dobytek całego życia, spłonął ich ukochany dom. Ponad stuletni budynek, który odziedziczyli po dziadkach, w którym rodziły się ich dzieci, spędzali razem święta, który był świadkiem ich sukcesów. 12-osobowej rodziny płomienie nie dosięgnęły, bo była w kościele. Dziś też wierzą, że dzięki Opatrzności i sercom innych uda im się do domu wrócić.
Gabriela i Tadeusz Pajowie mają dziesięcioro dzieci. Najstarsza córka Agnieszka ma 16 lat, najmłodszy syn Jakub niespełna dwa. Kiedy pod koniec września spłonął im dom, nie mieli perspektyw na dalsze życie. Jednak wieść o wielkiej tragedii rodziny szybko się rozeszła. Z pomocą ruszyło wielu mieszkańców okolicy. Sołtys ogłosił zbiórkę pieniędzy. O pomoc dla pogorzelców z ambony apelował ksiądz, a w miejscowej szkole dzieci urządziły kwestę. Wszystkie pieniądze pochodzą od ludzi, którzy choć sami nie mają za wiele, to nie zostawili rodziny Pajów bez wsparcia.
Zniszczony każdy metr domu
Jak ustaliła straż, przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej. Spaliły się dach i całe poddasze. Tuż przed pożarem Tadeusz Paja zrobił w domu niewielki remont: wymienił okna i pomalował pokoje. - Tu był pokój gościnny, kuchnia, tam drugi pokój - mówi Tadeusz Paja. Pożar zniszczył nie tylko każdy metr domu, ale także zmienił życie rodziny. - Mieliśmy dom w ciągu godziny go straciliśmy - mówi Gabriela Paja. Teraz nie liczą na zbyt wiele.
Pomogli dobrzy ludzie
W pożarze rodzina straciła wszystkie sprzęty domowe: pralkę, kuchenkę, telewizor. Spaliły się komputer i podręczniki szkolne. Ubrania i meble tak przeszły smrodem spalenizny, że musieli je wyrzucić. Tylko dzięki pomocy dobrych ludzi udało się zdobyć najpotrzebniejsze artykuły. - Wszystko mamy, piórniki, zeszyty, wszystko mamy - mówi Kamil, syn Pajów. Teraz głównym celem rodziny i wielkim marzeniem jest, by najbliższe święta spędzić już w wyremontowanym domu. Ojciec rodziny robi wszystko, by odbudować zniszczony dom. - Od nowa cały dom trzeba remontować - mówi pan Tadeusz. Przy remoncie pomagają mu sąsiedzi. - Jestem sąsiadem, on też mi pomaga, podwozi, jak nie mam samochodu, do pracy - mówi Jan Jarecki, jeden z sąsiadów. Sama praca nie wystarczy, potrzeba pieniędzy. Pech chciał, że po raz pierwszy w tym roku nie ubezpieczyli domu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24