W Łodzi powstał i działa pierwszy w Polsce oficjalny bank komórek jajowych. Jedne kobiety je oddają, a drugie biorą, aby móc mieć dzieci. Zapotrzebowanie jest ogromne, o czym świadczy internetowe podziemie. Jest cennik, są oferty, zdjęcia dawczyń. Póki co panuje swoboda, bo mimo, że chodzi o ludzkie życie, wciąż brak odpowiednich przepisów.
Dawczynie komórek jajowych porównują się do honorowych dawców krwi, czy dawców szpiku, tyle że w tym przypadku życia się nie ratuje, ale się je daje. - Dlaczego to ma się marnować? Zegar biologiczny tyka i te komórki tak naprawdę przepadają - tłumaczy Paulina, dawczyni komórki jajowej. Jak podkreśla, przez kobiety, które nie chcą tego robić, "przemawia czysty egoizm".
Pełna anonimowość
Kobieta zdecydowała się oddać swoją komórkę jajową gdyż zna osoby, które cierpią z powodu bezpłodności. Jednak, jak przyznaje, rodziców dziecka, które urodziło się dzięki jej komórce z pewnością nie chciałaby poznać. - Wiadomo, że dziecko może być kiedyś chore, później mogą mnie szukać, prosić nawet, żebym oddała jakiś organ. Nigdy nie wiadomo, co się stanie - mówi.
Anonimowość dawców jest podstawową zasadą, w oparciu o którą działają kliniki leczenia niepłodności. Także ta w Łodzi, która otworzyła pierwszy oficjalny bank komórek jajowych. Trudno jednak stwierdzić, czy jest on legalny, bo w Polsce nie ma prawa, które regulowałoby dawstwo komórek rozrodczych. - Jesteśmy chyba jedyną placówką, która chce przerwać milczenie, porozmawiać o tym problemie, bo on istnieje w społeczeństwie, a przez wiele osób jest zamiatany pod dywan, choć tak naprawdę jest duży - podkreśliła Małgorzata Wójt, biolog z kliniki "Salve medica".
Dlaczego to ma się marnować? Zegar biologiczny tyka i te komórki tak naprawdę przepadają Paulina, dawczyni komórki jajowej
Internetowe podziemie
O tym, jak duże jest zapotrzebowanie na tę usługę, może świadczyć internetowe podziemie. W sieci zamieszczane są dziesiątki ofert kobiet chętnych oddać swoje komórki. Oprócz zapewnień o aktualności badań, są też szczegółowe dane dotyczące wyglądu, budowy ciała dawczyni, a często także jej zdjęcia, by można było wyobrazić sobie kolor oczu i włosów dziecka.
Jak przyznaje Anna Pszczoła z fundacji "Cud in vitro", dzięki anonsom zamieszczanym na stronie można kupić sobie taką komórkę, a panie "po prostu na tym zarabiają". Zazwyczaj jest to od 3 do nawet 8 tys. zł.
Oddanie komórki rozrodczej w klinice, z zachowaniem całej medycznej procedury i anonimowości też nie jest darmowe. Dawczyni musi pojawić się w gabinecie nawet 20 razy. - Ponieważ zajmuje jej to ponad miesiąc dostaje rekompensatę wysokości średniej pensji krajowej - wyjaśnia Wójt.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24