- Pojawiły się trzaski i dym, ale byliśmy spokojni. Myśleliśmy, że koledzy na górze wysadzają ścianę - relacjonuje górnik Mariusz Jankowski, który był pod ziemią w czasie katastrofy i zdołał razem z kolegami wydostać się na powierzchnię. Potem okazało się, że w kopalni zginęło 12 osób, trzy są w bardzo ciężkim stanie.
- Sądziliśmy, że poniżej strzelają. Było bardzo dużo dymu – relacjonuje Mariusz Jankowski, który przeżył katastrofę w kopalni „Wujek”. - Schowaliśmy się, żeby przeczekać. Po jakimś czasie zadzwoniliśmy do dyspozytora, powiedziano nam, że to było zapalenie metanu – mówi Jankowski. Jemu i kilkunastu kolegom udało się wydostać na czas.
W stronę powietrza
Jak dodaje, w kopalni zdarzają się mniejsze pożary, paru doświadczył już sam. - Kilka razy już się wycofywaliśmy. Wczoraj na przykład zapalił się przodek, ale od początku było wiadomo, że sytuacja jest opanowana – opowiada. I podkreśla, że kluczowa dla górników jest wiedza o tym, jak się zachować w momencie katastrofy. - Trzeba wiedzieć jak się wycofywać. Nie w kierunku dymu, w kierunku świeżego powietrza - wyjaśnia, dodając, że niektórym, zwłaszcza młodym górnikom, może takiej wiedzy brakować.
Wspomina, że z jednym ze zmarłych górników jechał rano samochodem do pracy. - Nie będę już z nim wracał z powrotem - mówi. – Jak smakuje panu kawa po wyjściu na powierzchnię? – pytał reporter TVN24. - Smakowałaby lepiej, gdyby do czegoś takiego nie doszło - przyznał ocalony górnik.
Dodaje, że nie pójdzie następnego dnia do pracy, pojedzie na grzyby.
aga/ola/k
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24