"Nowe okoliczności" afery przeciekowej pojawiły się po przesłuchaniu Mariusza Kamińskiego. Nowe, ale tajne - ani prokuratura, ani szef CBA nie chcieli zdradzić nic więcej. - Odniosłem wrażenie, że prokurator był zadowolony i w pewnych sprawach moje zeznania mogły być pomocne - powiedział Kamiński.
Warszawska prokuratura przesłuchała Kamińskiego jako świadka w postępowaniu dotyczącym przecieku z akcji Biura w resorcie rolnictwa w 2007 roku. Zeznania trwały dwie godziny. - Po przesłuchaniu pojawiły się pewne nowe okoliczności wymagające zweryfikowania w najbliższym czasie - przyznał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prok. Mateusz Martyniuk, ale odmówił podania bliższych szczegółów ze względu na tajność zeznań.
Kamiński z kolei zapewnił dziennikarzy, że jest "zadowolony z przebiegu spotkania z prokuraturą" i podobnie zadowolona jest druga strona. - Trudno mi mówić, które rzeczy były nowe, a które nie. Mówiłem trochę w ciemno. Odniosłem jednak wrażenie, że prokurator był zadowolony i w pewnych sprawach moje zeznania mogły być pomocne - powiedział.
"Chcemy pomóc"
Przed przesłuchaniem Kamiński mówił z kolei, że ma nadzieję "pomóc prokuraturze zgromadzić dowody, które pozwolą postawić zarzuty osobom odpowiedzialnym za przeciek ws. akcji CBA w ministerstwie rolnictwa". Zaznaczył jednak, że opinia publiczna poznała już winnych dzięki konferencji Jerzego Engelkinga.
Na najgłośniejszej konferencji IV RP prokurator Engelking upublicznił nagrania wideo i audio, z których miało wynikać, że łańcuszek osób zamieszanych w "aferę przeciekową" składał się z czterech nazwisk: Janusza Kaczmarka, Ryszarda Krauzego, Lecha Woszczerowicza i Andrzeja Leppera. Kamiński zapewniał, że u śledczych zjawił się po to, by pomóc im zgromadzić dowody, które pozwolą na przedstawienie zarzutów tym osobom.
Nie chciał komentować jednak, czy przyniósł ze sobą nagrania rozmów Andrzeja Leppera z Ryszardem Krauze, podczas których mogło dojść do przecieku. Według "Dziennika", stenogram z tego nagrania dotąd nie pojawił się w śledztwie, bo nie chciała się nim zająć ABW pod rządami Platformy Obywatelskiej.
Rozmowy niezgody
"Dziennik" twierdzi, że losy nagrania rozmów Leppera i Krauzego były następujące: agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego dopiero na początku listopada 2007 roku zorientowali się, że mają owe nagranie. Jesienią 2007 roku tajne pismo z informacją o nagraniu miało trafić do ABW, które poszukiwało winnych przecieku. Miało to miejsce już po odejściu ze stanowiska szefa ABW Bogdana Święczkowskiego, bliskiego współpracownika ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Po kilku dniach do CBA miała trafić na odpowiedź, że funkcjonariusze ABW nie są zainteresowani tym materiałem. - W tym czasie to było śledztwo, które musiało umrzeć. Wiedzieliśmy, że nowy szef z PO nie będzie miał ochoty zajmować się sztandarowym śledztwem dla PiS - powiedział "Dziennikowi" wysoki rangą oficer agencji.
CBA bez wglądu do akt
Biuro chciało też zostać w postępowaniu uznane za pokrzywdzonego, jednak prokuratura w zeszłym tygodniu się na to nie zgodziła. Decyzja ta oznacza, że CBA nie dostanie wglądu do akt sprawy.
Po publikacji w "Dzienniku" ABW wydało w tej sprawie komunikat: "Jedynym pismem przekazanym do Centralnego Biura Antykorupcyjnego w tej sprawie był dokument wysłany w dniu 14 listopada 2007 roku do Szefa CBA i podpisany przez ówczesnego zastępcę Szefa ABW płk. Marka Wachnika. Miało to miejsce dwa dni przed objęciem funkcji Szefa ABW przez pana Krzysztofa Bondaryka. Wobec tego teza, iż nowy szef z PO nie będzie miał ochoty zajmować się sztandarowym śledztwem dla PiS, jest nieuprawniona" napisała rzecznik prasowa służb, ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska.
Źródło: TVN24, "Dziennik"