We wtorek o godz. 14 czasu polskiego ma rozpocząć się konferencja prasowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Rosjanie mają odnieść się na niej do publikacji polskiego raportu na temat katastrofy smoleńskiej. - Wygląda na to, że komisja MAK potwierdzi raczej swoje dotychczasowe tezy i że będzie bronił swojego stanowiska, jakie zaprezentowała za pierwszym razem - uważa wicemarszałek Sejmu z PO Stefan Niesiołowski.
- Oni się niechętnie przyznają do błędów i będą bronić tej tezy, że cała wina jest po stronie Polski, a to nie jest prawda, bo błędy rosyjskie były. Oczywiście, decydująca tutaj jest załoga, decydujące są zachowania Kancelarii Prezydenta, gen. Błasika, który wszedł do kabiny, co było całkowicie niepotrzebne, ale nie da się całkowicie tych elementów rosyjskiej odpowiedzialności, czyli organizacji pracy lotniska i kontrolerów, pominąć. To będzie MAK pomniejszał. Nic nie zapowiada, żeby MAK zmienił zdanie po publikacji polskiego raportu - mówił w rozmowie z TVN24 Niesiołowski.
Rosyjska komisja widzi winę po jednej stronie...
Zapowiedzianą w poniedziałek konferencję zatytułowano: "O raporcie i materiałach opublikowanych przez polskie organy państwowe w związku z katastrofą samolotu Tu-154M o numerze rejestracyjnym 101 RP, do której doszło 10 kwietnia 2010 roku w rejonie lotniska Smoleńsk Siewiernyj" (Północny).
Swój raport w sprawie katastrofy, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria, MAK ogłosił w styczniu.
Za przyczyny tragedii MAK uznał m.in. błędy w pilotażu, zły dobór załogi, złamanie przepisów lotniczych, obecność osób postronnych w kabinie pilotów, zlekceważenie ostrzeżeń, braki w wyszkoleniu załogi i złą organizację lotu. Żadne z wytkniętych przez MAK uchybień nie obciążało strony rosyjskiej.
... a polska po obu
Z kolei opublikowany w piątek raport komisji pod kierownictwem szefa MSWiA Jerzego Millera wskazał też na nieprawidłowości w pracy rosyjskich kontrolerów i w wyposażeniu lotniska.
Polska komisja uważa, że do tragedii przyczyniło się przekazywanie załodze przez kierownika strefy lądowania informacji o prawidłowym położeniu samolotu względem lotniska, ścieżki schodzenia i kursu. Według komisji Millera mogło to utwierdzać załogę w przekonaniu o prawidłowym podchodzeniu do lądowania, "gdy w rzeczywistości samolot znajdował się poza strefą dopuszczalnych odchyleń". Natomiast MAK w swoim raporcie wielokrotnie stwierdza, że odchylenia kursu od ścieżki mieściły się w dopuszczalnych granicach.
Według polskiego raportu nie można mówić o bezpośrednim nacisku na pilotów ze strony dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, który zdaniem polskiej komisji był jedynie biernym obserwatorem. Tymczasem MAK uważa, że obecność generała w kabinie pilotów wywarła nacisk psychiczny na podjęcie decyzji przez dowódcę statku powietrznego o kontynuowaniu zniżania w warunkach nieuzasadnionego ryzyka z dominującym celem wykonania lądowania "za wszelką cenę".
Jedną z okoliczności sprzyjających katastrofie według polskiej komisji było też to, że kierownik strefy lądowania w ciągu roku przed katastrofą sporadycznie zabezpieczał loty, szczególnie w trudnych warunkach atmosferycznych. Polska komisja pisze też o braku "praktycznego przygotowania na stanowisku kierownika strefy lądowania na lotnisku Smoleńsk Północny".
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP