Nie chciał zrezygnować, bo jego zdaniem byłoby to przyznaniem się do winy - a winny się nie czuje. Były już Prokurator Krajowy Marek Staszak, odwołany po śmierci Roberta Pazika, odsłania kulisy swojej dymisji i przyznaje, że naciskano na niego by sam ustąpił ze stanowiska. Kto naciskał? Zbigniew Ćwiąkalski na wyraźne polecenie premiera - odpowiada Staszak.
I chociaż przyznaje, że przez chwilę zastanawiał się, czy nie ulec sugestiom, to w końcu uznał, że świadczyłoby to, iż czuje się odpowiedzialny za "nieupilnowanie" Pazika w celi. A tego pokazać nie chciał, bo jego zdaniem pilnowanie w więzieniu morderców nie jest kwestią prokuratora. Któregokolwiek.
Żal o okoliczności
Dlatego były już prokurator ma żal. Przede wszystkim do premiera Donalda Tuska, bo o ile do swojej funkcji nie był przywiązany, to w tym przypadku argumenty, które do niego posłużyły, były zdaniem Staszaka krzywdzące. Prokurator nie czuje się "niechlujem", a właśnie o nietolerancji dla niechlujstwa mówił premier, argumentując swoją decyzję.
- Rzeczywiście mam żal, nawet nie za styl, bo nie jestem aż taki wrażliwy, że ktoś musi mnie pięknie zapraszać, żebym mógł odebrać dekret o odwołaniu. Chodzi mi o to, że pan premier mówiąc o odwołaniach, czy o dymisjach w ministerstwie sprawiedliwości użył tych słów [o "niechlujstwie służb" - red.] Jak rozumiem, użył ich także w moim kontekście. Otóż zupełnie nie potrafię tego zrozumieć - przyznał Staszak w "Kontrapunkcie" RMF FM.
Dymisja z telewizora
Łatwiej byłoby prokuratorowi przyjąć do wiadomości, gdyby jego obecności w resorcie nie życzył sobie nowy minister. - Nie zdziwiłbym się gdyby poprosił mnie, nakazał, lub sam sporządził wniosek o moje odwołanie, bo chciałby dobrać sobie innych współpracowników - zaznaczył Staszak, który o dymisji dowiedział się ponoć z - tak przykrej dla niego - konferencji prasowej premiera.
Wcześniej jednak o rozważenie takiej możliwości miał go prosić ówczesny minister Zbigniew Ćwiąkalski podczas spotkania z kierownictwem resortu, gdy sam wrócił ze spotkania z premierem. To właśnie wtedy przekazał on sugestię, która zresztą nie była jego autorskim pomysłem, by Staszak i Cichosz pomyśleli o rezygnacji. - To była sugestia Donalda Tuska - przyznał były Prokurator Krajowy. Staszak nie dowierza zresztą, by w „sprawie Olewnika” któryś z ważnych polityków rzeczywiście usłyszał prokuratorskie zarzuty o przyłożenie ręki do zaniedbań w śledztwie.
Będą zarzuty?
Bardziej konstruktywny finał prokurator wróży natomiast innej sprawie. Chodzi o śledztwo ws. wycieku raportu ABW dotyczącego incydentu w Gruzji, kiedy strzały padły w bezpośrednim sąsiedztwwie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według Staszaka zakończy się ono w ciągu miesiąca i "ktoś może usłyszeć zarzuty".
Chodzi o podpisany przez szefa ABW poufny raport, który w listopadzie ubiegłego roku ujawnił "Dziennik". Gazeta pisała, że za najbardziej prawdopodobną wersję w raporcie uznano, iż "sytuacja mogła być wykreowana przez stronę gruzińską". ABW skierowało do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie ujawnienia tajemnicy służbowej.
Sekretarz rządowego kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki tłumaczył wtedy, że raport ABW to materiał roboczy Centrum Antyterrorystycznego ABW, które działało od paru tygodni i które "zbiera jak najszybciej to, co wiadomo o jakimś incydencie". Za naturalną procedurę uznał, że szef ABW podpisuje taki materiał.
Źródło: RMF FM, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Tomasz Gzell