Nie przyjęli jej na oddział dziecięcy, bo jest za stara, odesłali też z dorosłego, bo... jest za mała. Wioletta Błachut urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym i mimo 22 lat ma wymiary siedmioletniego dziecka. Według matki lekarze zamiast jej pomóc, "odbijają ją jak piłeczkę".
To jest takie odbijanie piłeczki. Chcą się tych dzieci pozbyć. Po co oni mają inwestować w te dzieci, skoro nie przynoszą rokowań. Niech sobie po prostu umierają. Niektórzy takie dzieci jak moja córka poddaliby eutanazji bez mrugnięcia okiem mat
"To jest małe dziecko"
- Metrykalnie ma 22 lata. Natomiast rozwojowo, to jest małe dziecko i fizycznie, to też jest małe dziecko – przekonuje matka Wioletty, Barbara. Dlatego, gdy dziewczyna zachorowała na zapalenie płuc, matka zabrała ją do szpitala dziecięcego. Nie została jednak przyjęta.
- Chociaż wyglądać może jak dziecko - w sensie wzrostu, wagi - to jednak jest już osobą całkowicie dorosłą – przekonywał dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie – Prokocimiu Maciej Kowalczyk.
Według matki lekarze potraktowali ją i jej córkę niesprawiedliwie i bezdusznie. – Lekarz powiedział nam, że powinniśmy oddać Wiolę do domu opieki społecznej - mielibyśmy problem z głowy. Innym razem po prostu bawił się w Pana Boga: stwierdził, że Wioletka powinna już nie żyć, bo takie dzieci długo nie żyją - relacjonowała.
Za duża na dziecięcy, za mała na dorosły
Krzysztof Fryderyk, lekarz krakowskiego szpitala, zaprzecza. - Ja tak na pewno nie powiedziałem. Sprawa przekazania pacjenta do domu opieki, do pomocy społecznej, jest indywidualną sprawą rodzinną – stwierdził
Gdyby zachodziła absolutna konieczność, niemal wojenna, to oczywiście w miarę możliwości można sobie to wyobrazić (leczenie na oddziale dziecięcym-red.), natomiast w dobrze zorganizowanym systemie ochrony zdrowia taka rzecz jest niemożliwa mat2
Tylko w razie wojennej konieczności
Dyrektora Kowlaczyka to nie przekonało. - Gdyby zachodziła absolutna konieczność, niemal wojenna, to oczywiście w miarę możliwości można sobie to wyobrazić, natomiast w dobrze zorganizowanym systemie ochrony zdrowia taka rzecz jest niemożliwa – uciął.
- To jest takie odbijanie piłeczki. Chcą się tych dzieci pozbyć. Po co oni mają inwestować w te dzieci, skoro nie przynoszą rokowań. Niech sobie po prostu umierają. Niektórzy takie dzieci jak moja córka poddaliby eutanazji bez mrugnięcia okiem – uważa rozżalona matka.
Źródło: tvn24