- Wierzę, że intencje Krasonia były dobre i stoi on w obronie jednostki - oświadczył w czwartek Grzegorz Napieralski. Jednocześnie poinformował, że wezwał Janusza Krasonia (SLD) na pilną rozmowę ws. słów przewodniczącego speckomisji o inwigilacji dziennikarzy. W środę Krasoń mówił bowiem, że wszystkie działania służb były zgodne z prawem. Potem wycofywał się z tej opinii.
Do spotkania Napieralskiego z Krasoniem ma dojść na początku przyszłego tygodnia w Warszawie. Szef SLD pytany, czy może dojść do odwołania Krasonia ze stanowiska szefa komisji podkreślił, że dopóki nie pozna jego pełnych wyjaśnień, nie chce niczego sugerować co do ewentualnych konsekwencji.
Wcześniej "Newsweek" podawał, że Grzegorz Napieralski rozważa odwołanie partyjnego kolegi. Tygodnik napisał, że po wypowiedziach Krasonia szef SLD wpadł w wściekłość. – To kompromitacja. Dał się omotać ludziom ze specsłużb – mówił "Newsweekowi" jeden ze współpracowników Napieralskiego.
Wszystko zgodnie z prawem?
W środę Janusz Krasoń oświadczył, że „wszystkie działania podejmowane przez służby były podejmowane zgodnie z prawem”. W tym także te, które dotyczyły stosowania technik operacyjnych w stosunku do dziennikarzy, a jedynym wyjątkiem jest jeden z przypadków, który "jest przedmiotem badania przez prokuraturę".
Oświadczenie to za mało
Władze Sojuszu szybko zareagowały na wypowiedź Krasonia i jeszcze tego samego dnia wydane zostało specjalne oświadczenie, w którym przewodniczący speckomisji częściowo wycofał się z wcześniejszej opinii.
„SLD uważa, że stosowanie technik operacyjnych wobec dziennikarzy narusza ich prawa i powinno być niedopuszczalne” – napisał Krasoń. Najwidoczniej jednak to wyjaśnienie nie usatysfakcjonowało Grzegorza Napieralskiego.
Według doniesień "Newsweeka", najbardziej prawdopodobnym następcą Krasonia byłby szef sejmowej komisji obrony narodowej Stanisław Wziątek. Szansę na stanowisko przewodniczącego komisji ds. służb specjalnych ma również Bartosz Arłukowicz.
Służby sprawdzały połączenia dziennikarzy
„Gazeta Wyborcza” w ubiegłym tygodniu napisała, że w latach 2005-2007 służby objęły kontrolą operacyjną telefony dziesięciorga dziennikarzy różnych mediów. Służby miały sięgać do historii połączeń nawet sprzed dwóch lat. Kontrolowani mieli być m.in. Monika Olejnik, Bertold Kittel oraz Cezary Gmyz.
Źródło: PAP, "Newsweek"