Komisja Jerzego Millera niesłusznie pominęła wątek obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154 M, który rozbił się pod Smoleńskiem - uważa kpt. Marian Nowotnik, emerytowany pilot LOT-u. Jak podkreślał w TVN24, fakt, że dowódca sił powietrznych stał za plecami pilotów, powodował negatywne napięcie w kabinie. - Jego rola, zdaniem komisji, ogranicza się do roli obserwatora - odpowiadał mu wiceprzewodniczący komisji, płk Mirosław Grochowski.
Według kpt. Nowotnika, komisja Millera badając przyczyny katastrofy, niektóre elementy "wygładziła albo pominęła". Przede wszystkim nie przyłożono - w jego ocenie - odpowiedniej wagi do zagadnienia psychiki ludzkiej i kwestii nacisków.
Rola gen. Błasika
Jak podkreślał, komisja "gładko przeszła" nad obecnością gen. Błasika w kokpicie uznając, że nie miał on wpływu na funkcjonowanie załogi. On inaczej to ocenia. - Na pewno obecność dowódcy nie polepszyła sytuacji, a jednocześnie spowodowała pewien poziom napięcia - mówił tłumacząc, że mogło ono spowodować niewłaściwy podział zadań podczas lądowania.
- Obecność ludzi spoza załogi w kokpicie nie była pozytywna - dodał.
"Nie ma dowodów"
Członkowie komisji pytani o ocenę obecności gen. Błasika powtarzali tezy zawarte w raporcie. Płk Grochowski tłumaczył, że dowódca sił powietrznych po wejściu do kokpitu tylko przywitał się z załogą - nie wymagał żadnego meldunku, nie pytał, czy trzeba pomóc. - Nie ingeruje w działanie załogi. Jego rola, zdaniem komisji, ogranicza się do roli obserwatora - mówił.
Ściśle należałoby powiedzieć, że nie ma dowodów, że były naciski Prof. Marek Żylicz
Jednak mówił
Pytany o jego zachowanie w ostatniej fazie lotu, płk. Grochowski przyznał, że gen. Błasik przekazywał komendy załodze. - Trzykrotnie gen. Błasik, prawdopodobnie obserwując wysokościomierz, wypowiadał słowa, konkretnie określał wysokość - powiedział.
I dodał: - Bardzo krótko przed decyzją dowódcy załogi jest komenda wypowiedziana "nic nie widać".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. Jacek Grzeskowiak 36 SPLT