Prokuratura uznała, że zatrzymany w środę przed spotkaniem z prezydentem 40-latek nie stwarzał zagrożenia. W strzykawce, którą miał ze sobą, była święcona woda. Mężczyzna został zwolniony z aresztu, mimo że jeszcze przed jego przesłuchaniem szef MSWiA informował o postawionych mu zarzutach. Materiał "Faktów" TVN.
40-letni Aleksander C. twierdzi, że chciał się spotkać z prezydentem i zadać mu kilka pytań. Został zatrzymany w środę przez policjantów w cywilu, kilkadziesiąt minut przed przyjazdem głowy państwa do bazyliki w Piekarach Śląskich. Miał zwracać na siebie uwagę dziwnym zachowaniem - uważnie oglądał wszystkie wejścia do świątyni. - Dla nas wyglądało to w ten sposób, że próbuje zbadać, czy jest możliwość w inny sposób wejścia do bazyliki - stwierdził oficer operacyjny policji.
Odmienne wersje policji i BOR
BOR i policja przestawiły nieco odmienne wersje wydarzeń w bazylice. Po prawie godzinnej obserwacji policjanci, jak twierdzą, sami podjęli decyzję o zatrzymaniu. BOR poinformowało, że zatrzymano go na polecenie oficera Biura. - Absolutnie od początku do końca do były działania tylko i wyłącznie policjantów - wyjaśniła podinsp. Aleksandra Nowara z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Mężczyzna nie stawiał oporu podczas zatrzymania. Policjanci znaleźli przy nim kartkę z pytaniami do prezydenta oraz nóż i strzykawkę. Noc spędził w policyjnym areszcie. W czwartek tłumaczył się w prokuraturze.
- Nie miał on żadnego zamiaru wyrządzić krzywdy prezydentowi, ani żadnej innej osobie. Powoływał się na to, że jest osobą głęboko wierzącą - powiedziała Joanna Smorczewska z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Śledczym mężczyzna wyjaśniał, że nóż nosi przy sobie zawsze, bo sporo czasu spędza w lesie - służy mu on między innymi do zbierania grzybów. W strzykawce, jak ustalono, była woda. Jak stwierdził zatrzymany - święcona. Śledczy ujawnili te ustalenia w czwartek popołudniu.
Nie postawiono zarzutów
W czwartek rano zatrzymanie komentował Mariusz Błaszczak, szef MSWiA. - Funkcjonariusze polskiej policji i BOR wykazali się profesjonalizmem. Wykazali się skutecznością i sprawnością. Został zatrzymany ten człowiek, usłyszał zarzuty, a oceni całą sytuację sąd - powiedział. Popołudniu prokuratura poinformowała, że mężczyźnie nie postawiono zarzutów. - W ocenie prokuratora prowadzącego postępowanie nie było żadnych podstaw do tego, żeby przedstawić mu zarzuty, dlatego został zwolniony do domu - stwierdziła Smorczewska. Śledczy przeszukali też mieszkanie mężczyzny. Nie znaleziono tam nic podejrzanego. Według części ekspertów błędem było ujawnianie informacji o zatrzymaniu przed poznaniem jego zamiarów. - Czy ujawniać tę informację? Tu bym się zastanowił, ponieważ ona może, tak jak w przypadku alarmów bombowych, być początkiem kolejnych sytuacji niebezpiecznych dla pana prezydenta - ocenił Maciej Karczyński, były funkcjonariusz policji.
Autor: mart/ja / Źródło: Fakty TVN