- Minister sprawiedliwości na tajnym posiedzeniu Sejmu ujawnił mniej, niż mógł – przyznał Antoni Mężydło (PO). Ostrzej ocenił Paweł Poncyliusz (PiS). – To posiedzenie to strzał z kapiszona, czeski film – stwierdził. Goście Magazynu „24 godziny” zgodzili się, że w życiu publicznym potrzeba więcej jawności.
- Zbigniew Ćwiąkalski mógł ujawnić więcej, choć może termin był przedwczesny. Ale lepiej by się stało – przyznał Mężydło. –A nie było w interesie PO, by ciągnąć za język własnego ministra – dodał.
Jednak zastrzegł, że, wbrew zdaniu opozycji, Platforma „absolutnie się nie ośmieszyła” i wyciągnie wnioski, również w kwestii zmiany prawa. – W demokracji nie wszystko może być tajne. Tajność powinna dotyczyć tylko takiego zakresu, jak dobro śledztwa, nie narażanie państwa na niebezpieczeństwo - wyliczył.
"Obrzucić botem PiS"
Poncyliusza nie przekonał. - Założenie było takie, że w osłonie tajności da się obrzucić błotem PiS, ale okazało się, że Ćwiąkalski schował się za parawanem tajności. Wasze minorowe tony po wystąpieniu ministra najlepiej obrazowały to, że sami mieliście kaca – utajniliście obrady, a to był strzał z kapiszona – ocenił nie bez satysfakcji.
Jego zdaniem minister sprawiedliwości „jest na wstępnym etapie ustalania czegokolwiek” i nie był w stanie nic powiedzieć, bo nie miał jeszcze żadnych ustaleń. – To skandaliczne: jeśli utajnione są obrady, a minister mówi, że jak chcemy poczytać tajne materiały, to możemy iść do kancelarii tajnej – to jakiś czeski film – dodał.
"Więcej jawności"
Z kolei Janusz Zemke apelował o zwiększenie jawności życia publicznego. – Według mnie minister powinien móc odtajnić dane o charakterze zbiorczym, ogólnym. Niemcy na przykład to robią – stwierdził. Pytany o ujawnioną przez siebie informację o 94 nielegalnych podsłuchach, założonych za rządów PiS, wyjaśnił: - Opisałem precyzyjnie mechanizm: uzyskiwano zgodę sądu na określony czas, a podsłuchy stosowano dłużej. Ta sytuacja jest łatwa do udokumentowania. Mamy postanowienie sądu od kiedy do kiedy zgodził się na podsłuchy i komunikaty, które wykraczają poza te daty – stwierdził.
"RMF nadaje po polsku, ale akcjonariat ma niemiecki"
Politycy pytani o komentarz do słów Jarosława Kaczyńskiego, który poprosił rozgłośnie, „zwłaszcza niemieckie, by nie prowadziły kampanii odwracającej uwagę od ważnych spraw, a zajmowały się jakimiś bzdurami” (w kontekście informacji radia RMF FM, jakoby to były premier miał zalegalizować zagłuszanie pielęgniarek), różnili się w ocenie.
- RMF nadaje po polsku – stwierdził Poncyliusz. – Ale akcjonariat ma niemiecki i tak rozumiem wypowiedź premiera Kaczyńskiego – dodał. Innego zdania był Zemke. – Kaczyński nie odpowiedział na pytanie, czy RMF podał prawdę. Zasugerował tylko, że skoro właściciel jest niemiecki, to kłamie – uważa polityk LiD. – Zgodził się z nim Mężydło: - Premier chciał odwrócić uwagę od istoty pytania – stwierdził.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24