"Z prawdopodobieństwem bliskim pewności Kazimierz Marcinkiewicz łże tak, że słońcu wstyd świecić" - czytamy na blogu byłego marszałka Sejmu Ludwika Dorna.
Konkluzja taka, zdaniem Dorna, wypływa z kilku przesłanek.
Urzędnik a członek spec-służb
Po pierwsze, były premier miał modyfikować wersję swoich doniesień, oskarżycielskich wobec głowy państwa, publikowaną najpierw w "Dzienniku", a potem na swoim blogu. Zdaniem Dorna, nieścisłości dotyczą: zmiany określeń źródeł, z których Marcinkiewicz dowiedzieć miał się o rzekomej prośbie, wtedy prezydenta-elekta Lecha Kaczyńskiego, o zbieranie informacji na jego temat i założenie mu podsłuchu przez ABW. Były premier bowiem, raz wspominać miał o człowieku "ze średniego szczebla służb", a potem o "urzędniku państwowym".
Z prawdopodobieństwem bliskim pewności można stwierdzić: Kazimierz Marcinkiewicz łże tak, że słońcu wstyd świecić Ludwik Dorn
Po drugie, zdaniem Ludwika Dorna, doniesienia Marcinkiewicza równoważone są przez zaprzeczenie ówczesnego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Witolda Marczuka, jakoby miał od prezydenta Kaczyńskiego taką prośbę usłyszeć.
Dalej, były marszałek Sejmu porusza wątek notatki służbowej, na której owa "prośba", mogłaby być zapisana. Kazimierz Marcinkiewicz twierdził w wywiadzie dla "Dziennika", że widział informację o słowach Lecha Kaczyńskiego "na piśmie", lecz nie sprecyzował w jakiej formie.
Dziennikarze gazety sugerowali, że mogła to być notatka służbowa. A te, zdaniem Dorna, są rejestrowane. Jeśli więc tej nie ma, to znaczyć miałoby, że Marcinkiewicz kłamie. Tyle, że sam były premier, po rozmowie z "Dz", o żadnej notatce już nie wspomina. Dlatego Dorn pyta: "czy podtrzymuje pan wiadomość o jej istnieniu?"
Dlaczego eks-premier tak łże? Myślę, że słowa wicepremiera Schetyny, iż Marcinkiewicza trzeba politycznie zagospodarować wyjaśniają wszystko Ludwik Dorn
Po tej części wywodu, socjolog Ludwik Dorn przechodzi do krytyki samego Kazimierza Marcinkiewicza jako "źródła". Jego zdaniem, kłamał już wcześniej.
Miał bowiem informować o spotkaniu samego Dorna, prezydenta Kaczyńskiego i biznesmena Ryszarda Krauze. A to, według nieprawda, co sam prostował już wcześniej. Marcinkiewicz na tę ripostę przyznał, że Dorn w spotkaniu udziału nie wziął, ale był zaproszony i zrezygnował. Na co były marszałek odpowiada: "Nie byłem zaproszony, nie można bowiem zaprosić na spotkanie kogoś, kto nie jest tego świadom".
"Winna jest Platforma"
Zdaniem Dorna więc Kazimierz Marcinkiewicz kłamał, kiedy mówił o prezydencie Lechu Kaczyńskim proszącym Witolda Marczuka o inwigilowanie go. I zaznacza to dobitnie, a przy okazji interpretuje postępowanie byłego premiera.
"To, co powyżej napisałem, pozwala na sformułowanie hipotezy, że z prawdopodobieństwem bliskim pewności Kazimierz Marcinkiewicz łże tak, że słońcu wstyd świecić. A dlaczego tak łże? Myślę, że słowa wicepremiera Schetyny, iż Marcinkiewicza trzeba politycznie zagospodarować wyjaśniają wszystko" - possumowuje były marszałek Sejmu.
Źródło: Onet.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24