- To są popłuczyny, i to nieprawdziwe - tak Antoni Macierewicz komentuje publikację "Dziennika". - Potwierdzamy nasze informacje - odpowiada redakcja. Gazeta napisała, że w aneksie do raportu z likwidacji WSI jest stwierdzenie, że trzej byli ministrowie i Lech Wałęsa powinni stanąć przed Trybunałem Stanu.
- Oczywiście dziennikarze nie kupili aneksu na bazarze, ani w ogóle go nie kupili, tylko dotarli do informacji metodami dziennikarskimi. Słowa Macierewicza nie zasługują na komentowanie i wdawanie się w polemikę - stwierdził zastępca redaktora naczelnego gazety, Cezary Bielakowski. - Mogę tylko potwierdzić raz jeszcze, że aneks kończy się listą osób, które mają ponieść odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu - dodał.
Macierewicz: popłuczyny kupione na bazarze
- "Dziennikowi" wydaje się, że po pięciu miesiącach starań kupił w końcu gdzieś na bazarze aneks. Ale to są popłuczyny i to nieprawdziwe, tego co i tak już o nim wiadomo. Składam wyrazy ubolewania i kondolencje redaktorowi naczelnemu "Dziennika", że wyłożył taką kasę na zakup bzdur - denerwował się Macierewicz w rozmowie z dziennikarzami.
To co zrobił "Dziennik" to bubel. Wszystkie nazwiska, które padają w publikacji znalazły się już w raporcie, znanym przecież od 1,5 roku. Antoni Macierewicz
Według Macierewicza to właśnie dziennikarze odpowiedzialni są za zamieszanie wokół aneksu jak i samego raportu z likwidacji WSI. - Media zamiast omówić i dokonać poważnej analizy tego dokumentu zakrzyczały go, a wcześniej zdyskwalifikowali - podkreślał.
"Macierewicz może trafić do politycznego piekła"
Poseł Prawa i Sprawiedliwości nie chciał odnieść się natomiast do słów marszałka Komorowskiego, który kilkadziesiąt minut przed rozmową Macierewicza z dziennikarzami stwierdził, że zamiar postawienia trzech byłych ministrów obrony narodowej i byłego prezydenta Lecha Wałęsy przed Trybunałem Stanu to nieodpowiedzialna zabawa, która może przynieść Antoniemu Macierewiczowi polityczne piekło.
- Jaki autor, taki raport - mówił marszałek podczas konferencji w Sejmie. I dodawał: - Jeżeli ze względów politycznych - a takie są tu dla mnie czytelne - próbuje się stawiać innych przed Trybunałem Stanu, to samemu można trafić do politycznego piekła. To działanie szkodliwe, a oceny zawarte w aneksie są wybiórcze.
Marszałek Sejmu tezy byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego uważa za śmieszne: - Aneks jest według mnie tak samo mało wiarygodny jak pierwotny raport - mówił były szef MON. Przypomniał też, że tylko kilkanaście procent Polaków "dało wiarę temu, co napisał w raporcie Macierewicz i jego zespół weryfikatorów".
Traktuję to jako zwykłą rozgrywkę polityczną. Niepokoi mnie, że aneks do raportu, podobnie jak sam raport, pojawia się szybciej na rynku medialnym, niż u marszałka Sejmu Bronisław Komorowski
Śmieszne zarzuty, śmiesznego człowieka?
O zamiarach postawienia przed Trybunałem Wałęsy, Komorowskiego, Onyszkiewicza i Szmajdzińskiego poinformował środowy "Dziennik". Według rozmówców gazety, którzy znają raport, likwidatorzy WSI postawili tezę, że Lech Wałęsa budował w swojej kancelarii oraz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego nieformalną strukturę, która miała kontrolować i zlecać zadania UOP i WSI. Natomiast ministrowie obrony narodowej mieli działać na szkodę państwa przez niedopełnienie obowiązków i niedopilnowanie służb wojskowych.
Jak doniosła gazeta autorzy raportu uważają, że szefowie MON odpowiadają m.in. za zatrudnianie w WSI oficerów szkolonych w Moskwie, aferę w Wojskowej Akademii Technicznej, ustawianie przetargów, nielegalny handel bronią, a nawet niedopilnowanie prywatyzacji TP SA.
- Akurat ja mogę coś powiedzieć na temat budowy nieformalnych struktur z udziałem służb specjalnych w BBN na początku lat 90., kiedy ściągnięto tam siedmiu oficerów WSW. Ale jak rozumiem, z tego nie czyni się zarzutu, bo dotyczyłoby odpowiedzialnych za raport polityków PiS - mówił dziennikarzom gazety oburzony Bronisław Komorowski. Lech Kaczyński jako minister stanu w kancelarii Lecha Wałęsy nadzorował prace BBN, a Jarosław Kaczyński kierował prezydencką kancelarią.
Kłopot dla prezydenta
Aneks do raportu z likwidacji WSI to obecnie najbardziej kłopotliwy dokument PiS i Lecha Kaczyńskiego. "Dziennik" dowiedział się we wtorek od Małgorzaty Bochenek, sekretarza stanu w kancelarii Lecha Kaczyńskiego, że "Prezydent nie zdecydował jeszcze o odtajnieniu aneksu do raportu". - Prezydent nie wie, co ma zrobić z tym dokumentem - przyznaje w nieoficjalnej rozmowie jeden z pracowników kancelarii.
Lech Kaczyński ma tylko dwa wyjścia: opublikować raport albo przeciągać decyzję tak długo, jak się da. Ustawa, uchwalona zresztą za rządów PiS, nie daje mu prawa do dokonania żadnych zmian w dokumencie - pisze "Dziennik".
Źródło: Dziennik.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24