Bydgoski prokurator Jarosław Duś został odsunięty od śledztwa i wysłany na urlop, bo chciał przesłuchać Stefana Niesiołowskiego - tak twierdzi sam zainteresowany w rozmowie z "Newsweekiem".
Jak mówi prokurator przesłuchanie „znanego posła, jednego z liderów rządzącej PO i pewnego wiceministra” ujął w planie śledztwa. Kiedy już wyznaczył termin, zaczęły się jego kłopoty.
– Przez rok mimo regularnych wniosków nie dostawałem na to zgody. Nieoficjalnie słyszałem, że przesłuchiwanie tych dwóch świadków może się nie spodobać ministrowi sprawiedliwości. Wreszcie w kwietniu, gdy miała zapaść decyzja w sprawie moich wniosków, przełożeni odsunęli mnie od sprawy i wysłali na przymusowy urlop – opowiada prokurator Duś.
Chcieli zarobić, trafili do prokuratury
Sprawa, którą prowadziłdotyczy Kęsowa, niewielkiej gminy w Borach Tucholskich. Jej władze, by podreperować gminny budżet, postanowiły dogadać się z firmą użyczającą fotoradary i zarabiać na mandatach (im ich więcej tym więcej zarabiają gmina i firma – operator radaru).
W tym przypadku operatorem była m.in. Radarsystem. Niegdyś współwłaścicielem tej spółki był ówczesny szef gminnej straży w Kęsowie. W marcu 2008 r. policja wszczęła kontrolę w straży gminnej w Kęsowie, by sprawdzić, jak strażnicy radzą sobie z rozliczaniem mandatów. Odkryła wtedy sporo nieprawidłowości i skierowała sprawę do prokuratury w Bydgoszczy. Dokumenty trafiły do prokuratora Jarosława Dusia.
Postępowanie prowadzone jest przeciwko wójtowi gminy Kęsowo Radosławowi J., podejrzanemu o nieumyślne przekroczenie uprawnień. Zdaniem prokuratury, wójt dopuścił, by wykrywaniem łamiących przepisy kierowców zajmowała się prywatna firma, a nie straż gminna. Drugi zarzut to niekierowanie w terminie wniosków o ukaranie sprawców drogowych wykroczeń.
Przyszli do mnie z wójtem ze skargą na policję. Żalili się, że jest na nich zapis w komendzie, że są krzywdzeni przez policję i dlatego chcą się dostać do Rapackiego Stefan Niesiołowski
Powoływał się na wpływy u posła PO
Pikanterii sprawie dodało sprawozdanie z kontroli, w którym policjanci napisali, że podczas kontroli samorządowcy i przedstawiciele firmy radarowej powoływali się na wpływy w MSWiA i u wicemarszałka sejmu Stefana Niesiołowskiego.
Współwłaściel firmy Radarsystem Jerzy Gorgoń przyznaje, że poprosił swojego znajomego Stefana Niesiołowskiego, by ten pomógł zorganizować spotkanie z nadzorującym policję wiceszefem MSWiA gen. Adamem Rapackim. – Pojawiły się generalne wątpliwości, jak prowadzić dokumentację związaną z pracą radaru. Dlatego doprowadziłem do spotkania niektórych komendantów straży z różnych gmin z Rapackim. A o załatwienie spotkania poprosiłem Niesiołowskiego – tłumaczy Gorgoń.
Nic nie wskórali
Wicemarszałek Sejmu przyznaje, że zna Gorgonia, ale inaczej zapamiętał jego prośbę. – Przyszli do mnie z wójtem ze skargą na policję. Żalili się, że jest na nich zapis w komendzie, że są krzywdzeni przez policję i dlatego chcą się dostać do Rapackiego – mówi Niesiołowski.
Wicemarszałek mocno zaangażował się w pomoc znajomemu i wystarał się o audiencję w MSWiA. Samorządowcy nic jednak u Rapackiego nie wskórali. Wiceminister twierdzi, że w zdecydowanych słowach pouczył samorządowców, iż prywatne firmy nie mogą rozliczać grzywien z mandatów i czerpać z tego korzyści, a policja miała prawo do kontroli straży.
– Te przesłuchania byłyby niczym więcej jak robieniem sensacji. W naszym przekonaniu zebrany materiał nie dawał podstaw do wzywania tych świadków – tłumaczy Andrzej Kiedrowicz, szef prokuratury okręgowej w Bydgoszczy.
Źródło: Newsweek
Źródło zdjęcia głównego: TVN24