To była podróż z przygodami. Pociąg "Lajkonik" relacji Warszawa-Gdynia opóźniony był już na starcie. Gdy w końcu ruszył, jechał wolno i bez ogrzewania. Potem zrobił sobie przerwę w szczerym polu pod Ciechanowem. Ostatecznie - wraz z dziennikarzem tvn24.pl Maciejem Dudą - do Gdańska dotarł dwie i pół godziny po czasie.
Chaos panujący w PKP dopadł mnie już na "centralnym". Z którego peronu odjeżdża pociąg? Nie wiadomo. Na rozkładzie odjazdów nie ma "Lajkonika" o godz. 9.02. Powinien być wpisany chronologicznie. Jeszcze raz patrzę. Nie ma. Jest! Między pociągiem o 8.32 a 8.50.
Peron 1. Na "centralnym" czynne są tylko dwa perony, może trzy. Tłum ludzi. - Czi pociąg do Lublina juś odjechał? - pyta zagubiony Wietnamczyk. - Nie, zapowiadali, że jest opóźniony – odpowiada pan czekający od półtorej godziny na osobowy do Białegostoku. - Z tego perona? - dopytuje uśmiechnięty Azjata. - Pan spojrzy na rozkład – doradza pasażer. Poszli popatrzeć razem. Nie znaleźli.
Długie oczekiwanie
- "Lajkonik" jest opóźniony o 30 minut – zapowiada pan przez głośniki. Później powtórzy, że o 45 min., aż w końcu, że o 50 min. Przyjechał tuż przed godz. 10. Z mozołem dojechał do Warszawy Wschodniej. Postój. 5 min., 10 min., 15 minut.
- O, doczepiają wagony – stwierdzili współpasażerowie, którzy już zdążyli wygodnie się rozsiąść... na korytarzu wagonu 1 klasy pociągu "objętego całkowitą rezerwacją miejsc".
Doczepili. Po blisko 30 minutach pociąg ruszył.
Kawy nie ma, ogrzewania też nie
Raz jechał szybciej, raz wolniej. Średnio, "na oko", tyle co Fiat 126p w płaskim terenie, a czasami pod górkę. Ogrzewanie nie działa. Z tego samego powodu, z którego w "Warsie" nie ma kawy z ekspresu. Bo za wolno jedziemy i prądnica nie działa.
Około godz. 11.30 "Lajkonik" dumnie przejechał most w okolicy Twierdzy Modlin. Niedługo później stanął.
- Gdzie stoimy? - pytam konduktora o 12.07. Ten się rozgląda przez okna. - Gdzieś w polu. Pod Ciechanowem – stwierdził z szerokim uśmiechem, bo mu dowcip wyszedł.
Jest 12.23. Dalej stoimy w polu. Pod Ciechanowem.
O której w Gdańsku?
Przed chwilą przyszedł do mnie jeden z konduktorów. Powiedział, że się wcześniej pomylił. Pociąg planowo nie przyjeżdża o godz. 12.49 do Gdańska Głównego, a o 13.58. Gdy rozmawialiśmy, "Lajkonik" stał na stacji Prabuty między Iławą Główną a Malborkiem.
- To o której będziemy w Gdańsku Głównym? No, jakieś dwie i pół godziny później niż planowaliśmy. Po godz. 16, może nawet 16.30 - odpowiedział konduktor.
Co innego mówią pasażerowie. - Pamiętam, że na planie odjazdów wywieszonych na Dworcu Centralnym w Warszawie podana była godz. 11.59 jako czas dojechania do Malborka - mówi mój współpasażer Pan Przemysław. Dodaje, że na bilecie ma wydrukowaną godzinę 13.16 jako czas przyjazdu do Malborka.
Konduktor zdania dotrzymał. O 16.34 Ekspress Intercity "Lajkonik" wjechał na peron Gdańska Głównego. Według rozkładu w internecie miał tu być o 13.58.
Nie ma takiego miejsca 116
Nieprzyjemna niespodzianka spotkała także panią Alinę, która zaplanowała podróż z dużym wyprzedzeniem. Kobieta wykupiła miejscówkę, jednak w pociągu okazało się, że zarezerwowanego miejsca nr 116 w pociągu po prostu nie ma. Numeracja zakończyła się na 106. Czterogodzinną podróż z podpoznańskiego Leszna do Warszawy pociągiem Express Intercity pani Alina odbywa na stojąco.
Boją się spóźnień
W przeddzień świąt Bożego Narodzenia Polacy, którzy chcą zdążyć na Wigilię do najbliższych, ruszyli w drogę. Na dworcach PKP tłok.
Pasażerowie, którzy zdecydowali się na jazdę pociągiem, obawiają się spóźnień, mając w pamięci to, co działo się jeszcze kilka dni temu na kolei - brak rozkładów jazdy, pociągi odjeżdżające z innych peronów niż powinny i gigantyczne spóźnienia.
- Rodzina już na mnie czeka i obawiam się, że stanę gdzieś w polu - mówiła reporterce TVN24 jedna z pasażerek na dworcu centralnym w Warszawie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP