Niech PiS boi się tych, którzy ich rozliczą w kolejnych wyborach. Nikt z nas nie będzie się zachowywał w taki sposób, żeby pan marszałek musiał tu z eskortą obstawą BOR-u wchodzić - mówiła w "Faktach po Faktach" była premier Ewa Kopacz (PO).
W czwartek Kancelaria Sejmu opublikowała na swojej stronie ekspertyzy prawne dotyczące trwającego kryzysu parlamentarnego.
W jednej z nich dr hab. Grzegorz Górski z Toruńskiej Szkoły Wyższej przekonuje, że jeśli stronom nie uda się zawrzeć kompromisu, kolejne posiedzenie Sejmu może zostać "utajnione", a na sali obrad powinni znaleźć się funkcjonariusze BOR, przydzieleni do ochrony ministrów oraz marszałka Sejmu.
BOR w Sejmie?
Zdaniem byłej premier Ewy Kopacz BOR nie jest potrzebne w Sejmie.
- Czy musimy się zajmować rzeczami, które są mało poważne? Nie powiem śmieszne, bo sprawy dotyczące polskiego parlamentaryzmu nie mogą być śmieszne, niezależnie od tego, ile w tym szaleństwa. One są po prostu dzisiaj zaskakujące dla nas wszystkich - oceniła Kopacz.
- Po co tam jest BOR? Kogo się boi (marszałek Senatu Stanisław) Karczewski czy Kuchciński? Kogo się boją ci dżentelmeni z PiS-u? Kolegów parlamentarzystów? - mówiła Kopacz. - Niech się boją tych, którzy ich rozliczą w kolejnych wyborach. Niech się boją Polek i Polaków, ale nie swoich kolegów. Nikt z nas nie będzie się zachowywał w taki sposób, żeby pan marszałek musiał tu z eskortą obstawą BOR-u wchodzić na salę plenarną czy Salę Kolumnową - dodała.
Propozycja Petru
Ewa Kopacz odniosła się również do propozycji Ryszarda Petru, który zaapelował do senatorów PiS, żeby złożyli poprawki zgłoszone przez posłów opozycji, przez co debata nad budżetem trafiłaby znowu na salę plenarną Sejmu.
- Te rozmowy niewątpliwie są konieczne i te rozmowy będą z liderami partii opozycyjnych - powiedziała Kopacz. Jak dodała, marszałek Sejmu powinien przedłożyć uchwałę, na podstawie której rozpocznie się na nowo praca nad budżetem.
- Gwarantuję, że żaden z posłów opozycji, jeśli będzie na to zgoda, żebyśmy wrócili z obradami i zaczęli od normalnego procedowania budżetu państwa, nie dołoży nawet swojego małego palca, żeby zakłócić te obrady - zapewniła.
Jak mówiła była premier w "Faktach po Faktach", to rządzący mają w ręku wszystkie instrumenty, by zakończyć kryzys parlamentarny. Kopacz podkreśliła, że "trzeba odsunąć PiS od władzy" i jest to możliwe tylko wtedy, kiedy opozycja będzie zjednoczona.
Faktury Kijowskiego
Była premier była pytana o zamieszanie wokół faktur Mariusza Kijowskiego. W mijającym tygodniu Onet i "Rzeczpospolita" ujawniły, że pieniądze ze zbiórek publicznych na Komitet Obrony Demokracji trafiały do firmy i jego żony. Łącznie - jak ustalili dziennikarze - chodzi o faktury na kwotę ponad 90 tysięcy złotych.
Kopacz powiedziała, że chce, żeby KOD wyjaśnił tę sprawę dla "chociażby czystości sprawy", by osoby, które wychodzą na ulice nie słyszeli pytań, czy się utożsamiają z Kijowskim.
- Ten problem muszą rozwiązać sami po to, żeby nie zniszczyć tego, co się zrodziło wśród Polaków - oceniła.
Kryzys sejmowy
Od 16 grudnia w sali plenarnej Sejmu przebywają posłowie opozycji - PO i Nowoczesnej - którzy rozpoczęli wtedy protest wobec wykluczenia z obrad posła PO Michała Szczerby i wobec projektowanych zmian w zasadach pracy dziennikarzy w Sejmie, domagając się zachowania jej dotychczasowych reguł. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński wznowił obrady w Sali Kolumnowej, gdzie przeprowadzono głosowania m.in. nad ustawą budżetową na 2017 r. Opozycja uważa, że głosowania w Sali Kolumnowej były nielegalne, m.in. z powodu braku kworum. Niektórzy politycy z opozycji przekonywali, że część posłów nie była dopuszczona do obrad; inni mówili, że na sali mogły znaleźć się osoby postronne. Marszałek Sejmu zapewnił, że w głosowaniach 16 grudnia brała udział wymagana w konstytucji liczba posłów oraz, że każdy z posłów mógł wejść do Sali Kolumnowej głównym wejściem i brać udział w każdym głosowaniu.
Autor: mw/sk / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24