Były szef MSW na początku lat 90. Krzysztof Kozłowski uważa, że teczka "Bolka" to fałszywka. Dlaczego? Bo m.in. nie widział oryginału dokumentów z kontaktów Lecha Wałęsy z SB.
- Prawdą jest, że na moje biurko wpłynęły w 1990 roku kopie rozmów Lecha Wałęsy z SB - mówił Kozłowski. - Nie widziałem ich oryginałów. Do takich dokumentów trzeba podchodzić ostrożnie, bo "łatwo je podrabiać".
- Merytorycznie to były bzdury. Bełkotliwy język – socjalizm tak, wypaczenia nie - mówił o teczce były szef MSWiA, według którego "na pewno Wałęsa rozmawiał z SB, ale agentem i współpracownikiem nie był". Jego zdaniem teczka "Bolka" nie powstała wtedy, gdy SB rozmawiała z Wałęsą.
Ostrzegłem Wałęsę i Kaczyńskich przed Tymińskim
Mimo, że uważał teczkę za fałszywą Kozłowski ostrzegł o niej Lecha Wałęsę. - Mając kserokopię tych dokumentów, zadzwoniłem do szefa kampanii Wałęsy Jacka Merkla. Powiedziałem mu, że z tym mogą mieć do czynienia, gdy Tymiński otworzy teczkę - mówił. Jak dodał tym samym "ostrzegł Wałęsę i pośrednio braci Kaczyńskich", których bliskim współpacownikiem był Merkel.
- Z resztą obaj nie przywiązywaliśmy do tego wagi - mówił Kozłowski o sobie i Merklu, który "nie kopiował dokumentów", a "przeglądał". Sceptycyzm Kozłowskiego brał się bowiem z tego, że "widziałem wiele ohydnie sfałszowanych dokumentów", np. Władysława Bartoszewskiego. - Pułkownik SB powiedział mi, że w jeden dzień mógłby zrobić coś, co uchodziłoby za oryginał takiego dokumentu - mówił Kozłowski.
Nie jestem za prywatną lustracją
Krzysztof Kozłowski odpowiadał również na pytania o Lesława Maleszkę, którego ujawnienie jako agenta SB w 2001 r. potępił. W Filmie "Trzech kumpli" mówił: - Jestem przeciwko lustracji indywidualnej i własnej. - Ale on się przyznał - naciskały autorki. - Człowiekowi trzeba dowieść winę - ciągnął niezrażony Kozłowski. Pytany, co sądzi o tym, że Maleszka dalej oszukiwał ludzi pisząc w "Gazecie Wyborczej", odparł: - Znam kilka innych sposobów by tego rodzaju działalność Maleszki przerwać - stwierdził i zakończył rozmowę.
Dziś Kozłowski nie zmienił zdania na temat ujawnienia tożsamości "Ketmana" przez Bronisława Wildsteina, chociaż zaznaczył, że nie jest "fanem tajnych współpracowników". - Natomiast będę się upierał, że nie w ten sposób lustruje się byłych współpracowników - powiedział Kozłowski. - Tworząc IPN chcieliśmy uniknąć prywatnych poszkiwań - dodał.
Zdaniem Kozłowskiego przyjaciele zamordowanego Staszka Pyjasa co prawda nie powinni milczeć, ale w tak poważnych sprawach głos powinien zabierać Instytut. Były szef MSW zastrzegł również, że gdy kierował resortem nikt się nigdy do niego nie zgłosił po odtajnienie akt dotyczących śmierci Pyjasa. - Natomiast moi następcy, między innymi Antoni Macierewicz, konsekwentnie odmawiali odtajnienia TW w tej sprawie. Proszę ich o to spytać - zakończył Kozłowski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24