Stały zaledwie kilka godzin i nikt niczego w nich nie zdążył kupić - automaty wydające kulki z dopalaczami zostały szybko zarekwirowane w Lublinie. Ich właściciel nie boi się kary do miliona złotych, jaką zagrożony jest handel substancjami psychoaktywnymi. Powód? On otworzył "punkt spedycyjny", a swoje produkty jedynie dystrybuuje i niczym nie handluje.
Pomysł na dystrybucję dopalaczy jest taki: substancje kupowane są w Czechach, gdzie jest to legalne, stamtąd kurierem są przewożone do Polski w celach kolekcjonerskich. Zainteresowany kupuje żeton, a potem sam pobiera z automatu kulkę z ziołami.
Taki pomysł na biznes miał m.in. Kamil Gryszkiewicz, spedytor Czeskiego Kredensu, ale punkt, który otworzył w Lublinie, szybko namierzył Sanepid. W sobotę urząd zamknął punkt. - Nie ma różnicy, czy jest to popołudnie czy wieczór sobotni. Czy jest to niedziela, czy jest to noc - deklaruje dr Paweł Policzkiewicz, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie, i mówi, że jego urząd jest zdeterminowany, żeby zlikwidować handel dopalaczami.
Milionowa kara
Spedytor Czeskiego Kredensu śmiał się w nos policjantom i inspektorom twierdząc, że nie ma tu żadnych substancji zakazanych, a poza tym on nimi nie handluje tylko je dystrybuuje. - Ten punkt był, jest i będzie - mówił Gryszkiewicz.
Dystrybutor może zapłacić karę do miliona złotych, jeśli w kulkach znajdą się substancje psychoaktywne. Ale to może nie być takie proste, ostrzega dr Ryszard Feldman ze szpitala praskiego w Warszawie. - Substancji psychoaktywnych jest straszna ilość i ich identyfikacja jest niesłychanie trudna, praca jest żmudna, tak że wydaje mi się, że udowodnienie dystrybutorowi czy sprzedawcy, że jest to substancja o działaniu toksycznym będzie bardzo trudne - mówi.
Dlatego Gryszkiewicz, który prosi, aby go nazywać spedytorem Czeskiego Kredensu, nie traci dobrego samopoczucia. - Życzę im smacznego i pozdrawiam wszystkich juicemanów - mówi.
Handel uciekł do internetu
Po tym, jak jesienią rząd, a później Sejm wydał wojnę dopalaczom, wszystkie punkty sprzedaży z takimi substancjami zostały zamknięte. Lekarze przyznają, że ilość zatruć toksycznymi substancjami spada, ale - jak ostrzega dr Eryk Matuszkiewicz z oddziału toksykologii szpitala im. Franciszka Raszei w Poznaniu - handel przeniósł się do internetu.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN "Fakty"