Do 20 kwietnia Jacek Karnowski będzie musiał zapłacić 35 tysięcy złotych poręczenia majątkowego. Jeśli nie, może trafić do aresztu. W czwartek prezydent Sopotu po raz kolejny musiał stawić się w gdańskiej prokuraturze, rozszerzono jeden z zarzutów. Wyszedł z budynku po około dwóch godzinach, ale z dziennikarzami nie chciał rozmawiać. - Zostałem pouczony by nie gadać za dużo - tłumaczył.
Rzecznik gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej Krzysztof Trynka wyjaśnił, że śledczy uzupełnili w czwartek jeden z ośmiu zarzutów, jakie w styczniu postawiła prezydentowi Sopotu, Jackowi Karnowskiemu. Uzupełniony został zarzut dotyczący przyjęcia przez prezydenta Sopotu od miejscowego dilera samochodowego korzyści majątkowej w postaci bezpłatnych napraw samochodów. Dotąd zarzut ten dotyczył jedenastu napraw, teraz dodano do niego dwunastą.
35 tysięcy do 20 kwietnia
Prokuratura zdecydowała się też zastosować wobec Karnowskiego środek zapobiegawczy w postaci poręczenia majątkowego w wysokości 35 tys. zł. - Wyznaczony został termin 20 kwietnia, do którego poręczenie ma zostać wpłacone – wyjaśniał rzecznik. Karnowski od decyzji może się odwołać.
Czy tak się stanie dowiemy się najprawdopodobniej jeszcze w czwartek. Prezydent Sopotu zapowiedział bowiem, że po południu wyda specjalne oświadczenie. Po wyjściu z prokuratury, w której przebywał około dwóch godzin, polityk był wyjątkowo małomówny. Wszystko dlatego, że został pouczony przez prokuratora, by nie rozmawiać z dziennikarzami o aktach ze śledztwa. - Za dużo gadam. Od tej chwili będę się z państwem kontaktował za pośrednictwem strony internetowej. Mam jednak wrażenie, jakby nałożono na mnie dodatkowy kaganiec - żalił się.
Skorygowany "nieznacznie"
Jeszcze przed wyjściem Karnowskiego z prokuratury TVN24 informowała, że prezydent Sopotu stawił się tam w związku z niedawną wizytą w jego domu funkcjonariuszy CBA, którzy szukali faktury na kwotę 3 tys. złotych wystawionej za remont jego samochodu. Faktura ta została odnaleziona i dlatego zarzuty dotyczące tego wątku zostały skorygowane. Jak zapewniła po wyjściu z budynku Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku adwokat Karnowskiego Romana Orlikowska-Wrońska jest to "w nieznacznym stopniu".
Na swojej stronie internetowej, komentując wezwanie do prokuratury, Karnowski napisał: "Jak zwykle wezwania z prokuratury są bardzo lakoniczne, tak jak setki wezwań z CBA dla sopockich urzędników. Po raz kolejny zastanawiam się komu tak bardzo przeszkadzam jako Prezydent Sopotu, żeby trzeba było uruchamiać tak wielką machinę aparatu państwowego. Przecież od początku wiele osób musiało wiedzieć, że człowiek z dyktafonem (biznesmen Sławomir Julke) nie pokazał swojego oryginalnego urządzenia".
Kłopoty prezydenta
W końcu stycznia br., prokuratorzy postawili Karnowskiemu zarzut złożenia Julkemu korupcyjnej propozycji. Prezydent Sopotu miał żądać od biznesmena łapówki w postaci dwóch mieszkań w zamian za obietnicę wydania przez miejskich urzędników zgody na rozbudowę jednej z sopockich kamienic. Rozmowę, podczas której Karnowski składał propozycję, nagrał Julke. To on złożył też w lipcu 2008 r. zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezydenta.
Śledczy postawili Karnowskiemu siedem innych zarzutów w sprawach, na które natrafili, badając zawiadomienie. Prokuratura zarzuca prezydentowi Sopotu m.in. przyjęcie korzyści majątkowych w wysokości ponad 67 tys. zł od miejscowego dilera samochodowego Włodzimierza Groblewskiego. Diler miał m.in. sprzedać prezydentowi po zaniżonej cenie (w sumie o 52,2 tys. zł) trzy auta, serwisować je za darmo (wartość usług oceniono na 13,4 tys. zł) oraz wykonać w domu Karnowskiego bezpłatnie prace remontowe warte 1,8 tys. zł.
Zdaniem prokuratury, kolejną łapówkę w postaci wykonanych bezpłatnie usług budowlanych o wartości 2 tys. zł Karnowski miał przyjąć od innego miejscowego przedsiębiorcy - Mariana D. Za wszystkie zarzucane przez prokuraturę czyny Karnowskiemu grozi do 10 lat więzienia.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24