Małgorzata Gersdorf zakończyła kadencję pierwszej prezes Sądu Najwyższego. Procedura wyboru kandydata na jej następcę przez Zgromadzenie Ogólnego Sędziów SN została wstrzymana ze względu na stan epidemii. Prezydent Andrzej Duda powierzył od 1 maja wykonywanie obowiązków pierwszego prezesa Kamilowi Zaradkiewiczowi, od 2018 roku sędziemu Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.
Czwartek jest ostatnim dniem sześcioletniej kadencji pierwszej prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf. W połowie kwietnia poinformowano, że w związku z ograniczeniami związanymi z trwającą epidemią odwołany został termin Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego w sprawie wyboru kandydatów na pierwszego prezesa.
CZYTAJ WIĘCEJ: Prezydent zdecydował. Sędzia Zaradkiewicz będzie pełnił obowiązki pierwszego prezesa Sądu Najwyższego
Prezydent Andrzej Duda powierzył w czwartek obowiązki pierwszego prezesa sędziemu Kamilowi Zaradkiewiczowi. Ma on je pełnić do czasu wybrania pierwszego prezesa. "Kompetencje związane ze zwołaniem i przeprowadzeniem Zgromadzenia Ogólnego SN to są kompetencje, które są powierzone bezpośrednio panu sędziemu Zaradkiewiczowi" - wyjaśnił w mediach społecznościowych wiceszef Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha.
Kwestionował orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego
Kamil Zaradkiewicz jest doktorem habilitowanym nauk prawnych. Po studiach pracował jako asystent naukowy w Trybunale Konstytucyjnym, osiągnął stanowisko dyrektora zespołu orzecznictwa. W kwietniu 2016 roku, w czasie pełnienia tej funkcji, udzielił wywiadu, w którym przekonywał, że nie każde orzeczenie wydane przez TK ma charakter ostateczny.
W tym samym miesiącu szef Biura Trybunału zwrócił się do niego o dobrowolną rezygnację ze stanowiska. W czerwcu otrzymał wypowiedzenie dotychczasowych obowiązków i przeniesienie na stanowisko asystenta eksperta jednego z sędziów TK. Uzasadnieniem dla takiej decyzji miała być "utrata zaufania" przez kierownictwo Trybunału w związku z aktywnością medialną Zaradkiewicza. Postępowanie Zaradkiewicza zostało "ocenione jako nieprofesjonalne i naruszające standardy służby publicznej".
Zaradkiewicz złożył wówczas pozew przeciwko TK o przywrócenie do pracy i uznanie wypowiedzenia za bezskuteczne. W lipcu 2016 został członkiem Rady Nadzorczej Naftoportu, spółki z udziałem Skarbu Państwa. "Kamil Zaradkiewicz został wskazany do Rady Nadzorczej PPPP Naftoport przez Ministra Skarbu Państwa i powołany do niej 27 kwietnia 2016 roku" - informował Jerzy Starnawski, członek zarządu i zastępca dyrektora Naftoportu. "Pan Kamil Zaradkiewicz jest doktorem habilitowanym nauk prawnych i spełnia w ten sposób wymogi kwalifikacyjne dla członków Rad Nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa" - przekonywał Starnawski.
W kwietniu 2017 roku został dyrektorem nowo powstałego departamentu prawa administracyjnego w Ministerstwie Sprawiedliwości, kierowanym przez Zbigniewa Ziobrę.
Z resortu Ziobry do Sądu Najwyższego
W czerwcu 2017 roku Trybunał Konstytucyjny zakwestionował przepisy obowiązujące od 2011 roku i uznał, że kadencja członków KRS powinna kończyć i zaczynać się w tym samym momencie, czyli że nie powinno się odwołać członka przed wygaśnięciem jego kadencji. Miesiąc później Zaradkiewicz - w związku z orzeczeniem - wystosował do TK cztery pytania prawne. Dotyczyły one skuteczności powołań sędziów do Sądu Najwyższego od 14 lutego 2000 roku do 6 marca 2018 roku na podstawie uchwał poprzedniej Krajowej Rady Sądownictwa, w składzie ustalonym przepisami ustawy, których niekonstytucyjność stwierdził TK w wyroku z czerwca.
Sędzia Zaradkiewicz wniósł wtedy także, aby Trybunał w drodze zabezpieczenia wstrzymał do czasu swego rozstrzygnięcia trwające postępowania w kwestii powołania w 2018 roku sędziów do SN.
W związku z tym o postępowanie dyscyplinarne dla Zaradkiewicza wnioskowała ówczesna I prezes SN Małgorzata Gersdorf. Jej zdaniem działania sędziego groziły chaosem prawnym i sparaliżowaniem pracy sądu.
W 2018 w trakcie kryzysu wokół Sądu Najwyższego w Polsce, zgłosił swoją kandydaturę na sędziego Izby Cywilnej SN. Został na sędziego tej izby wybrany przez nową Krajową Radę Sądownictwa.
Wcześniej głos w sprawie Zaradkiewicza w trakcie posiedzenia zabrał minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Jak relacjonował reporter TVN24, ówczesna posłanka PiS Krystyna Pawłowicz miała wątpliwości co do kandydatury Zaradkiewicza. Prosiła, żeby na niego nie głosować. Oceniła m.in. że w kwestii konstytucyjnych zapisów dotyczących małżeństwa Zaradkiewicz prezentuje "bardzo liberalny i marginalny w polskim prawie i orzecznictwie pogląd" dotyczący małżeństw jednopłciowych - że konstytucja nie dopuszcza ich, ale też nie zakazuje.
Ziobro zapewnił, że pytał Zaradkiewicza o jego poglądy w sprawie instytucji małżeństwa i że zajmuje on stanowisko, iż "jest to związek kobiety i mężczyzny, a inne rozwiązania nie wchodzą w grę". Ponadto - jak przekonywał szef resortu sprawiedliwości - Zaradkiewicz, mając dobrą pozycję w ówczesnym Trybunale Konstytucyjnym, wystąpił przeciw swojemu środowisku popierając decyzje Sejmu, który na początku obecnej kadencji wybrał do TK pięciu nowych sędziów. - Daję wiarę człowiekowi, który nie tylko mówi, ale swoim działaniem - czyli działaniem, konkretnymi czynami, konkretnymi faktami - daje wyraz temu, że jest gotów się narazić wpływowemu środowisku i zmieniając swoje poglądy, konsekwentnie ich później bronić - mówił Ziobro, wspierając kandydaturę Zaradkiewicza.
Minister przypomniał również, że Zaradkiewicz pracował w komisji weryfikacyjnej zajmującej się nieprawidłowościami w reprywatyzacji warszawskich nieruchomości.
Legalność działania nowej KRS zakwestionował Sąd Najwyższy, wysyłając 19 września 2018 roku pytania prejudycjalne do unijnego Trybunału Sprawiedliwości. Zaradkiewicz był w tym czasie jednym z adresatów wystosowanego listu otwartego grupy profesorów Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, w którym apelowali, aby wycofał swoją kandydaturę.
W październiku 2018 prezydent powołał go do pełnienia urzędu sędziego Sądu Najwyższego.
Poskarżył się, że nie orzeka
Po trzech miesiącach, na początku 2019 roku, sędzia Kamil Zaradkiewicz zgłosił się do kwestionowanej także przez instytucje europejskie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego ze skargą, że nie jest dopuszczany do orzekania.
- Pan Zaradkiewicz nigdy nie powinien znaleźć się w Sądzie Najwyższym. Był człowiekiem podporządkowanym ministrowi Ziobro, nie jest osobą niezawisłą i znalazł się w Sądzie Najwyższym tylko dlatego, że miał plecy u pana ministra - komentował wówczas Borys Budka z Platformy Obywatelskiej.
"PiS prowadziło atak na trzy główne instytucje. Sąd Najwyższy był ostatnim bastionem"
Decyzję prezydenta komentował także na antenie TVN24 Marcin Matczak, ekspert teorii prawa z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Z pewnego punktu widzenia to jest naturalny dla tej władzy ruch - ocenił. - On ma zapewnić jednolitość myśli między władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Jednolitość, która jest niezgodna z polską konstytucją, bo ona wymaga, żeby sądownictwo było niezależne. To kolejny ruch, który ma zapewnić, żeby wszyscy z Polsce myśleli tak samo jak PiS i dlatego jest to zła decyzja dla polskiej demokracji i praworządności - mówił.
Matczak zwrócił uwagę, że "Prawo i Sprawiedliwość prowadziło atak na trzy główne instytucje, zabezpieczające w Polsce praworządność", a w "Trybunale Konstytucyjnym już to się udało". - Później Krajowa Rada Sądownictwa, tam też się to udało. Sąd Najwyższy był ostatnim bastionem, który dzięki odwadze pani profesor Gersdorf i innych sędziów bronił praworządności - dodał.
- Teraz bez względu na to, czy pan Zaradkiewicz zostanie prezesem, jestem pewien, że nasza władza domknie ten system, oddając ten bastion komuś, kto gwarantuje lojalność. Sędziowie są po to, żeby recenzować władze, a nie po to, żeby jej przytakiwać - zaznaczył.
Źródło: tvn24.pl