- Życzę tylko temu panu żeby przeżył i żeby nie poniósł jakiś wielkich, trwałych strat jeżeli chodzi o zdrowie - powiedział Jarosław Kaczyński pytany o incydent do którego doszło w piątek pod kancelarią premiera. Przed południem pod siedzibą szefa rządu podpalił się mężczyzna. Najprawdopodobniej przyczyną desperackiego działania były jego kłopoty finansowe.
Jarosław Kaczyński odnosząc się do incydentu powiedział, że ma nadzieję, że "mimo tego dramatu, bo musi się za tym kryć jakiś dramat" desperat "wyjdzie z tego w ostatecznym rozrachunku zdolny do normalnego życia". - I to będzie optymistyczne zakończenie tej sytuacji - dodał prezes PiS.
Polityk został też zapytany przez dziennikarzy czy otrzymał list, który mężczyzna miał wysłać do liderów największych partii politycznych. Przesłanie od desperata mieli otrzymać m.in. premier Donald Tusk i kilka redakcji. - Żadnego listu nie otrzymałem. Nie wiem tak naprawdę, co się stało. Mam tylko takie informacje, jak wszyscy inni - odparł Kaczyński.
Podpalił się przez kłopoty finansowe?
Do incydentu pod KPRM doszło około kwadrans po godz. 11. Funkcjonariusze BOR, którzy zobaczyli płonącego mężczyznę, zaczęli gasić ogień. Następnie wezwali policję i pogotowie. Do policjantów zadzwoniła też kobieta, która była świadkiem zdarzenia. Desperat miał ze sobą list adresowany do premiera. Przykleił go do ławki w Królewskich Łazienkach w Warszawie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chodzi o długi i problemy z płatnościami oraz komornikiem. Mężczyzna ma żonę i trójkę dzieci.
Rzecznik Wojskowego Instytutu Medycznego Piotr Dąbrowiecki powiedział, że mężczyzna ma poparzone 50 proc. powierzchni ciała. Są to oparzenia pierwszego i drugiego stopnia. - Z powodu poparzeń dróg oddechowych został zaintubowany, przebywa na oddziale intensywnej terapii. Jego stan jest ciężki, ale obecnie nie ma zagrożenia życia - dodał Dąbrowiecki.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24