- Kiedy zobaczyłam, jak głosowano w Sejmie, to mną aż po prostu zatrzęsło - komentowała w Radiu Zet Krystyna Janda skierowanie do dalszych prac projektu ustawy o zaostrzeniu przepisów dotyczących aborcji. - Uświadomiłam sobie, że dwa razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby mi nie pomogli lekarze z ciążą, to bym nie żyła. Gdybym chciała działać zgodnie z tym prawem, to bym prawdopodobnie nie żyła - mówiła aktorka.
3 października ma się odbyć Ogólnopolski Strajk Kobiet. Organizatorzy wydarzenia apelują, by tego dnia Polki nie szły do pracy czy szkoły i w ten sposób zaprotestowały przeciwko ewentualnemu zaostrzeniu przepisów dotyczących aborcji. W ubiegły piątek Sejm skierował do dalszych prac projekt komitetu "Stop aborcji" przewidujący bezwzględny zakaz przerywania ciąży.
Strajk wzorowany jest na proteście islandzkich kobiet, które w 1975 r. na jeden dzień przerwały prace. To radykalne rozwiązanie miało sprawić, że mężczyźni docenią ich rolę.
Artykuł opisujący to wydarzenie udostępniła na Facebooku Krystyna Janda. Zauważyła przy tym, że w Polsce podobna akcja nie odniosłaby sukcesu, bo "wśród polskich kobiet nie ma za grosz solidarności". O jej słowach stało się głośno, szybko pojawiła się też inicjatywa, by zorganizować strajk w Polsce.
W Radiu Zet Krystyna Janda przyznała, że jest zaskoczona odzewem, jaki wywołał jej wpis. - Ja jestem tym tak wstrząśnięta i tak zdumiona, że to poszło tak szeroko, że już chwilę później miałam jakieś telefony, jakieś e-maile, jakieś pytania, ja mówię, ale nie pytajcie mnie o nic, bo ja po prostu zwyczajnie zamieściłam ten artykuł. Ale do głowy mi nie przyszło, że utworzy się jakiś komitet organizacyjny - wyjaśniała.
Aktorka tłumaczyła, że jej zdaniem kobiety zostały całkowicie pominięte w dyskusji na temat ewentualnego zaostrzenia przepisów dotyczących aborcji.
- Nikt z nimi nie rozmawia, nikt je nie pyta o zdanie, a co więcej, strasznie mnie boli ta niesolidarność kobiet, to znaczy właśnie to, że jak zobaczyłam, jak głosowano w Sejmie, to mną aż po prostu zatrzęsło. Pomyślałam sobie, że te proporcje są jednak niewiarygodne - stwierdziła.
- (...) Wydało mi się to zbyt bezwzględne, że akurat ten projekt, to zaostrzenie tego, jakby wszystkie kobiety w Polsce się pogodziły z tym, że ta ustawa jest dość ostra, w Polsce jest ostra, była ostra i zaostrzenie jeszcze tego i skazanie kobiet na tak bezwzględne rygory, wydało mi się jakieś niepojęte, zupełnie niepojęte - mówiła. - I nawet jeżeli ktoś ma zupełnie inne przekonanie, to jednak powinien myśleć o masie, o wszystkich kobietach, o ich sytuacji - dodała.
"Gdyby mi nie pomogli lekarze, to bym nie żyła"
Janda zapewniła, że rozumie osoby, które mają inny pogląd na kwestię aborcji. - Ja na przykład uświadomiłam sobie, że dwa razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby mi nie pomogli lekarze, właśnie z ciążą to bym nie żyła. Dzisiaj, gdybym i się to zdarzyło, to by mnie już nie było od 1980 r. na świecie. I zdałam sobie z tego sprawę - powiedziała.
W jej ocenie, gdyby obowiązywały wtedy proponowane przepisy, nikt by jej nie pomógł. - (...) Znaczy pewnie by mi ktoś może jakoś po cichu pomógł, mam nadzieję, ale gdybym chciała działać zgodnie z tym prawem, to bym prawdopodobnie nie żyła. Moja ciąża była zagrożeniem życia. Ale według tej, jak przeczytałam dokładnie tę nowelizację ustawy, dzisiaj by mnie lekarz nie ratował - tłumaczyła, dzieląc się własnymi doświadczeniami związany z ciążą.
Aktorka poinformowała też, że 3 października w ramach protestu nie zagra spektaklu "Maria Callas. Master Class".
Autor: kg\mtom / Źródło: Radio Zet
Źródło zdjęcia głównego: tvn24