W dzień po wyborach do europarlamentu politycy analizowali już przebieg kampanii. Nawet wśród zwycięzców. - Działacze w Małopolsce nie chcieli na liście wyrazistych postaci - w programie "24 godziny" skrytykował krakowską PO jej najbardziej znany parlamentarzysta Jarosław Gowin. Zaznaczył jednak, że zadowolony jest z tamtejszej "jedynki" Róży Thun.
- Pani Róża Thun walczyła bardzo dzielnie i spełniła wszelkie oczekiwania - chwalił przyszłą eurodeputowaną Jarosław Gowin. Nie skąpił natomiast słów krytyki innym kandydatom w Małopolsce i tym, którzy ich wybrali. - Należy zastanowić się nad przebiegiem kampanii w okręgu. Dlaczego kandydaci byli postawieni samym sobie? Dlaczego działacze nie chcieli na liście wyrazistych postaci? - pytał Gowin.
Frekwencja zawiodła
On i inni goście programu "24 godziny" zgadzali się, że największym problemem eurowyborów było coś innego. - Bardzo poważnym minusem jest bardzo niska frekwencja - ocenił wicemarszałek Sejmu z Prawa i Sprawiedliwości Krzysztof Putra. I dodał, że w Polsce można obserwować "wypalenie wyborców", a chciałby, żeby "więcej osób uwierzyło w swój wpływ na rzeczywistość w kraju".
Zdaniem szefa Sojuszu Lewicy Demokratycznej Grzegorza Napieralskiego, "około 20 proc. wyborców się cofnęło, bo poczuli się zawiedzeni polityką dwóch największych partii". I to ma według Napieralskiego przynieść im złe wieści. - To jest początek końca dominacji dwóch formacji - wieszczył przewodniczący Sojuszu. A źródeł tego końca dopatruje się między innymi w kampanii do niedzielnych wyborów. - Zdominowały ją konflikty między prezydentem a premierem, co zniechęciło wyborców - uważa Napieralski.
Dla kogo żółta kartka?
Nieco inaczej tę niską frekwencję interpretuje Krzysztof Putra. - Polacy, którzy nie poszli do wyborów, również oddali swój głos. Dali w ten sposób żółtą kartkę rządowi - sądzi Putra.
Piłeczkę szybko odbił jednak Jarosław Gowin. - To żółta kartka dla całej klasy politycznej, nie dla rządu - uważa.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24