Mieli pójść na zwolnienia albo honorowo oddawać krew. Wygląda jednak na to, że protest nie wypalił. Rzecznik Komendy Głównej Mariusz Sokołowski poinformował, że większość mundurowych przyszła dziś normalnie do pracy.
- Bandyci nie mogą czuć się bezpiecznie. Policjanci są na ulicach i normalnie pełnią służbę - zapewnia Sokołowski. Jego zdaniem, niewielu funkcjonariuszy poszło na zwolnienie. - To tylko pojedyncze przypadki, bezpieczeństwo obywateli nie jest zagrożone - podkreśla rzecznik. I jako dowód prezentuje statystyki: - W jednostkach wokół Wrocławia absencja jest bardzo niska – do pracy nie przyszło zaledwie 45 osób. A to nie stanowi 10% w 7-tysięcznym garnizonie. W szczecińskiej komendzie na 1200 osób druki L-4 dostarczyło zaledwie pięciu policjantów - przekonuje Sokołowski.
Dodaje, że kwestię podwyżek trzeba rozwiązać i jest to najpilniejsze zadanie dla nowego komendanta policji. Zostanie nim dziś Andrzej Matejuk.
Skąd bunt policjantów?
Średnia podwyżka dla policjantów to 522 zł brutto na etat. Ale funkcjonariusze uważają, że zostały one niesprawiedliwie rozdzielone. Część z nich skarży się, że dostała zaledwie kilkadziesiąt złotych więcej.
Na pokazanie swojego niezadowolenia policjanci umawiali się już od kilku tygodni, głównie na swoim branżowym forum. Ponieważ nie mogą strajkować tak, jak np. pielęgniarki czy lekarze, postanowili wykorzystać inne możliwości: masowo oddawać w umówionym dniu krew czy iść na chorobowe.
Protesty już się zaczęły
"Dziennik" informował, że protestują już policjanci z oddziału prewencji Łodzi. W środę w pracy nie stawiło się 158 spośród 350 tam zatrudnionych. Wszyscy przynieśli kilkudniowe L-4.
Wiceszef MSWiA Adam Rapacki zapowiedział, że sprawdzi tę "epidemię". Uważa, że nie byłoby takiej sytuacji, gdyby funkcjonariusze, tak jak cywile, dostawali na chorobowym 80 proc. wynagrodzenia, a nie 100 proc., jak to jest obecnie.
Źródło: "Dziennik", TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24