Wieszają plakaty, rozdają ulotki, organizują spotkania - kandydaci dwoją się i troją, żeby przekonać do siebie wyborców a Ludwik Dorn... pisze kolejny list. "Panie złodzieju i aferzysto" - tak chce marszałek Sejmu rozpocząć korespondencję.
Dorn nie użyje zwyczajowych słów "Szanowny Panie", bo, jak tłumaczy, polskiego złodzieja i aferzysty po prostu nie szanuje. Listu jeszcze nie napisał, ale wie już, co chce adresatowi przekazać. - To będzie list pod pewnymi względami pełen uznania, jak zręcznie (złodziej i aferzysta) doprowadził do tego, że jego interesy, jego możliwości, stały się jedną z zasadniczych stawek obecnych wyborów. Że jego interesy i jego perspektywy obsługuje bardzo szerokie spectrum sił politycznych, że potrafił doprowadzić do tego, iż dla znacznej części sił politycznych i pewnej części opinii publicznej, skuteczna walka z korupcją, w tym stosowanie takich technik, jak łapówka kontrolowana, czy podsłuch, zaczyna się kojarzyć z państwem autorytarnym, totalitarnym i Białorusią - zdradził dziś marszałek w "Sygnałach Dnia".
Przyznaje, że "polski złodziej i aferzysta wykazał się tutaj znakomitą mocą sprawczą". - Bo ja nie chcę powiedzieć, że ci z polityków, czy publicystów, którzy głoszą takie poglądy, nieraz niesłychanie histeryczne, to są złodzieje i aferzyści. Albo to oni robią z powodu, że są mocno na umyśle słabi, albo też z tego powodu, iż istnieje silny konflikt polityczny, oni postanowili się odwołać do układów wpływu sił najbardziej dynamicznych, bo zagrożonych. A wiadomo, że zagrożenie powoduje bardzo silną mobilizację - dodał Dorn.
Kilka dni temu marszałek napisał już list do "wykształciuchów". Trzema argumentami próbował przekonać adresata do głosowania na PiS. Po pierwsze - "wykształciuch" został oszukany po 1989 roku i dopiero PiS przywraca mu wiarę w to, że ciężka praca może przynieść rzeczywisty sukces w postaci zdobycia dobrze płatnej pracy czy realizacji dużego zamówienia publicznego. "Dotąd oferowano Panu złudzenia, a my proponujemy twardą, ale realną umowę" - kusił Dorn.
Drugi argument miał przekonać "wykształciucha", że to w PiS tkwi dzisiaj siła, a przecież tacy jak on zawsze woleli być po stronie "silniejszych batalionów". Dorn tłumaczył, że "nawet jeśli po wyborach dojdzie do zawiązania koalicji strachu przez panów Kwaśniewskiego, Tuska i Pawlaka, to jest jasne, że kształt przyszłości będziemy nadawać my".
"Wykształciucha" miało w końcu przekonać to, że "czci sukces". "A dzisiaj w życiu politycznym sukces to my" - zapewniał Dorn. "Dlatego apeluję do Pana, by 21 października zacisnął Pan - jeśli trzeba - zęby i głosował na PiS" - puentował marszałek.
Pytany, czy już samym określeniem "wykształciuchy" nie obraża adresatów, przekonywał, że to wcale nie jest pogardliwa forma. - W wyniku wielkiej zmiany i wielkiej rewolucji oświatowej, która jest jednym z najcenniejszych procesów, jakie dokonały się w ciągu ostatnich osiemnastu lat, pojawiła się wielka rzesza ludzi mających formalny tytuł wyższego wykształcenia" - ocenił. Dodał, że ta grupa "zaczęła demonstrować niechęć i odrzucenie, a w formach skrajnych niekiedy lekceważenie bądź nawet pogardę do innych grup społecznych". To właśnie oni są - według niego - "wykształciuchami". Teraz - przekonywał Dorn - mają oni okazję zrewidować swoje poglądy głosując na PiS
Na dwóch listach Ludwik Dorn poprzestać nie zamierza. Korespondencji od marszałka może niedługo spodziewać się polski inteligent i wyborca, który "uznaje, że dysponuje zdrowym rozsądkiem".
Źródło: PAP