Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów w 2015 roku z planem uzdrowienia systemu ochrony zdrowia. NFZ miał być zlikwidowany, kolejki do lekarzy skrócone, a wszystko usprawnić miała tak zwana sieć szpitali. Jak pokazują dane z sierpnia tego roku, w ciągu czterech lat rządów PiS kolejki wydłużyły się o blisko półtora miesiąca. Ponad miesiąc dłużej czekamy też na gwarantowane świadczenia zdrowotne. - To są prawdziwe statystyki - przyznaje Jarosław Biliński, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie. Materiał programu "Czarno na białym" w TVN24.
W 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów parlamentarnych z jasnym przekazem. - Mamy przygotowaną reformę służby zdrowia - zapowiadał wtedy Jarosław Kaczyński.
W kampanii politycy PiS stawiali jednoznaczną diagnozę sytuacji w ochronie zdrowia. - Platforma Obywatelska zostawia polską służbę zdrowia w ruinie. Sytuacja jest dramatyczna - przekonywał Stanisław Karczewski. Kandydatka na premiera Beata Szydło podkreślała, że "każda Polka, każdy Polak muszą się czuć bezpiecznie również wtedy, kiedy zachorują, kiedy potrzebują pomocy lekarskiej". System opieki zdrowotnej - podkreślała - był "priorytetem" Prawa i Sprawiedliwości.
- Polska zasługuje na to, by mieć taki rząd, który będzie realizował przede wszystkim to, na co umówi się ze swoimi wyborcami, z obywatelami - mówiła.
Reporterzy "Czarno na białym" rozliczyli PiS z realizacji obietnic wyborczych w ochronie zdrowia.
NFZ miał być zlikwidowany. "Uznaliśmy, że ważniejsze są inne reformy"
Główną obietnicą PiS przed wyborami w 2015 roku była likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia.
- Nie spełniono obietnicy wyborczej, to była kiełbasa wyborcza. Ten hejtowany, nienawidzony NFZ - niesłusznie zresztą - miał być zlikwidowany. To była zachęta do oddawania głosów, po czym okazało się, że NFZ wcale nie jest taki zły i go nie likwidujemy - przyznaje Jarosław Biliński, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.
- Rzeczywiście, Narodowy Fundusz Zdrowia nie został zlikwidowany, ale to jest zmiana o charakterze technicznym. Uznaliśmy, że ważniejsze są inne reformy - mówi Konstanty Radziwiłł, były minister zdrowia, który współtworzył przedwyborczy program PiS z 2015 roku.
Rozmówcy reporterów "Czarno na białym" wskazują, że to dobrze, że PiS nie zlikwidował NFZ. - Budżetowa służba zdrowia jest bardzo nieefektywna. Mieliśmy taką służbę zdrowia przed rokiem 1999 i wszyscy na to narzekali - twierdzi Krzysztof Bukiel, prezes Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
- Dzisiaj składka zdrowotna, nawet ta mała, która jest, jest znakowana. To znaczy, że te pieniądze na pewno idą na zdrowie. Jeżeliby to wrzucić do kosza całego budżetu, to zaraz się znajdą jakieś inne wydatki, które będą ważniejsze niż ochrona zdrowia - wskazuje Biliński.
"Pan premier Morawiecki oszukał wszystkich Polaków"
Doktora Bilińskiego Polska poznała pod koniec 2017 roku, kiedy lekarze rezydenci prowadzili protest głodowy, by rząd PiS zwiększył nakłady na służbę zdrowia. Wtedy stanowisko stracił minister Radziwiłł. Porozumienie kończące protest rezydenci podpisali z jego następcą - Łukaszem Szumowskim. Główny punkt porozumienia zakładał, że nakłady na ochronę zdrowia będą rosnąć i w 2024 wyniosą 6 procent PKB.
- Niestety, pan premier Morawiecki oszukał wszystkich Polaków, wszystkich pacjentów tym, że wpisał do ustawy współczynnik sprzed dwóch lat - mówi Biliński.
- To oznacza, że w roku 2024 będzie 6 procent PKB, ale z roku 2022 - tłumaczy Bukiel.
- W ten sposób mamy cały czas dużo niższe pieniądze, o 7-10 miliardów złotych rocznie, co jest olbrzymią kwotą, jeśli chodzi o ochronę zdrowia. Tyle mniej pieniędzy trafia na leczenie, na refundację leków, na rehabilitację - wyjaśnia redaktorka naczelna "Polityki Zdrowotnej" Aleksandra Kurowska.
Jak twierdzi doktor Biliński, "nigdy nie osiągniemy 6 procent PKB, jeśli taka ustawa dalej będzie miała miejsce".
- Kiedy PKB wzrasta, opieramy się o PKB, które jest nieco mniejsze. Jeżeli PKB się stabilizuje, to sytuacja jest inna, a jeżeli jest kryzys, mamy więcej pieniędzy niż przedtem. Ta ustawa jest ustawą na wiele lat - przekonuje były minister Radziwiłł.
Kolejki do lekarza wydłużyły się o blisko półtora miesiąca
Kolejny punkt wyborczego programu PiS z 2015 roku to skrócenie kolejek do lekarzy. Od kilku lat kolejki monitoruje fundacja Watch Health Care.
Wyniki badań przeprowadzonych przez Watch Health Care, które fundacja udostępniła reporterowi "Czarno na białym", znajdą się w nieopublikowanym jeszcze raporcie dotyczącym ochrony zdrowia.
Z badań wynika, że na koniec rządów Platformy Obywatelskiej - w listopadzie 2015 roku - Polacy w kolejkach do lekarzy specjalistów czekali średnio 2,4 miesiąca. Po blisko czterech latach rządów PiS - w sierpniu 2019 roku - czekają o niemal półtora miesiąca dłużej - średnio 3,8 miesiąca.
- To są prawdziwe statystyki, metodologia tej fundacji jest dobra - przekonuje Biliński.
Pomimo tych badań Radziwiłł twierdzi, że "z całą pewnością z kolejkami nie jest gorzej, niż było w roku 2015, a w wielu tych kolejkach praktycznie sytuacja jest opanowana". - Kolejki zmniejszają się w większości dziedzin - przekonuje.
Dłuższe kolejki do świadczeń w 26 dziedzinach
Fundacja zbadała też czas oczekiwania na gwarantowane świadczenia zdrowotne, czyli na ważne badania, rehabilitację czy leczenie. W listopadzie 2015 trzeba było na nie poczekać średnio 3 miesiące. Po czterech latach rządów PiS - 4,3 miesiąca.
Na podstawie raportów fundacji reporterzy "Czarno na białym" porównali też czas oczekiwania na 43 różne świadczenia zdrowotne w listopadzie 2015 roku i sierpniu 2019 roku.
Po czterech latach rządów PiS krócej czeka się w kolejce w czterech dziedzinach, w tym w neurologii. W 13 przypadkach nie ma dużych zmian i kolejki są podobne.
Dłużej Polacy muszą czekać w kolejkach w przypadku realizacji świadczeń w 26 dziedzinach, w tym onkologii czy endokrynologii.
Krótsze oczekiwanie na operację zaćmy. "Czyli można zrobić to, aby kolejek nie było"
Minister Radziwiłł chwali się kolejkami do operacji na zaćmę. - Myśmy odziedziczyli pół miliona osób w kolejce do operacji zaćmy. Dzisiaj ta kolejka jest o 170 tysięcy osób krótsza - mówi.
Krzysztof Bukiel wskazuje, że w takim razie "można zrobić to, aby kolejek nie było, ale wiedząc o tym, politycy jednak nie skracają kolejek do innych świadczeń, może nawet ważniejszych".
- Najważniejszym czynnikiem, który likwiduje kolejki, jest dodanie pieniędzy i zniesienie limitowania na te świadczenia - podkreśla.
Sieć szpitali miała skrócić kolejki. Nawet wicepremier przyznaje, że "po prostu się nie sprawdza"
Receptą PiS na kolejki miała być tak zwana sieć szpitali, którą partia zapowiadała w programie wyborczym w 2015 roku. Minister Radziwiłł wprowadził tę sieć w życie pod koniec 2017 roku. Po dwóch latach jej funkcjonowania nawet wicepremier Jarosław Gowin przyznaje, że sieć "w takiej wersji, w jakiej funkcjonuje obecnie, się po prostu nie sprawdza". Radziwiłł mówi, że nie zgadza się z wicepremierem Gowinem.
Także według państwowej instytucji - Najwyższej Izby Kontroli - sieć szpitali ministra Radziwiłła wcale nie skróciła kolejek. Co gorsze, większość przebadanych przez NIK szpitali, które są w tej sieci, przynosi straty finansowe.
Na przykład szpital w Oławie tylko w pierwszej połowie tego roku jest na minusie dwa miliony złotych. - Po pierwszym półroczu nasze koszty są zdecydowanie wyższe od przychodów z NFZ. Sytuacja jest, nie będę przesadzał, jeśli powiem, że dramatyczna - mówi Andrzej Dronsejko, dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Oławie.
- Zaczęliśmy przywracać bardzo istotne, takie europejskie fundamenty systemu służby zdrowia, która jest - jak ktoś porównał - wielkim transatlantykiem, którego kursu nie da się zmienić z dnia na dzień - twierdzi Radziwiłł.
- Mamy tutaj - nie bójmy się tego powiedzieć - zapaść i ja przyznam, że nie pamiętam tak złej sytuacji, jak mamy obecnie - mówi Aleksandra Kurowska.
Rośnie zadłużenie szpitali
W 2015 roku w swoim programie PiS pisał: "Obecna kondycja polskiej służby zdrowia jest fatalna. Rządy Tuska doprowadziły nie tylko do jej finansowej zapaści, ale także do całkowitej destrukcji systemu opieki zdrowotnej. Rosną długi szpitali".
- Szpitale w Polsce są zadłużone na około 12-13 miliardów złotych. A budżet roczny polskich szpitali to prawie 40 miliardów złotych. Jeżeli przyjrzymy się temu z bliska, to okazuje się, że zadłużonych jest mniej więcej jedna trzecia szpitali - mówi Radziwiłł.
Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, kiedy PiS przejmowało władzę, zadłużenie polskich szpitali wynosiło 10,8 miliarda złotych. Po trzech latach rządów PiS - w 2018 roku - wyniosło już 12,8 miliarda, chociaż dane ministerstwa były niepełne. Najnowszych danych z tego roku ministerstwo nie ujawniło.
"Pierwszy raz w historii ministerstwo przestało publikować te dane"
Pytany o nieujawnione dane Radziwiłł mówi, że "nie może się do tego odnieść" i z pytaniami odsyła do ministra zdrowia.
W odpowiedzi na pytanie reportera "Czarno na białym", ministerstwo pisze, że nie upublicznia najnowszych danych o zadłużeniu, bo te "mogą podlegać korektom". Zapewnia, że kiedy szpitale dokonają korekt, dane zostaną niezwłocznie upublicznione.
- Pierwszy raz w historii ministerstwo przestało publikować te dane. Normalnie były one w czerwcu lub pierwszych dniach lipca - mówi pani redaktor.
- Szacuje się, że jest już od 16 do 20 miliardów złotych. To jest horrendalna kwota - podkreśla Biliński. Jego zdaniem dane te nie zostały upublicznione, bo "idą wybory, a nikt nie chce pokazać przed wyborami, że szpitale się zadłużyły i to w takim tempie".
Nie wszystkie leki darmowe dla seniorów
Kolejną obietnicą PiS były darmowe leki dla seniorów po ukończeniu 75. roku życia.
- To było takim nośnym hasłem wyborczym. Rzeczywiście te bezpłatne leki wprowadzono, choć oczywiście przed wyborami mówiono, że darmowe leki, a nie, że wybrane darmowe leki - zaznacza Aleksandra Kurowska.
Dodaje, że "z roku na rok tych leków na liście bezpłatnych przybywa, ale są też oczywiście leki, za które seniorzy muszą płacić częściowo, a są też takie, które mają przepisywane na receptę i w ogóle nie są one refundowane".
62 procent badanych twierdzi, że PiS nie poprawił sytuacji w służbie zdrowia
Radziwiłł podkreśla, że "opiekę zdrowotną przede wszystkim powinni oceniać pacjenci". Zrobili to w sondażu Kantar dla "Faktów" TVN i TVN24.
62 procent badanych uważa, że przez cztery lata rządów PiS nie doszło do poprawy sytuacji w ochronie zdrowia.
CZYTAJ WIĘCEJ O SONDAŻU > - Próbowaliśmy merytorycznie, próbowaliśmy polubownie, próbowaliśmy siłowo i nic. Nic nie dało rezultatów. Musimy więc przekonać społeczeństwo i to społeczeństwo, stawiając krzyżyki na kartach wyborczych, musi wybrać partię o nazwie zdrowie. My marzymy, by zdrowie wygrało wybory - mówi doktor Biliński.
Autor: ads//now / Źródło: tvn24