- W tej książce są trzy fakty, które nie podlegają wątpliwości: że Wałęsa współpracował z SB w latach siedemdziesiątych, był bohaterem w osiemdziesiątych i mataczył w dziewięćdziesiątych - mówił w "Magazynie 24 Godziny" ks Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Nie zgodził się z nim profesor Andrzej Friszke. - W stanie wojennym bezpiece bardzo zależało, żeby go zastraszyć i nigdy tych dokumentów nie użyli, dlaczego? Bo się do tego nie nadawały - skwitował historyk.
Goście Magazynu 24 Godziny dyskutowali o książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Historycy IPN twierdzą, że Lech Wałęsa współpracował w latach siedemdziesiątych z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Według ks. Isakowicza-Zaleskiego, który książkę juz przeczytał, fakt współpracy byłego prezydenta nie podlega wątpliwości, ale gorszy jest postępek Wałęsy z czasu prezydentury. – Dramat Wałęsy polega na tym, że nie przyznał się przed swymi kolegami do współpracy i nie stal się Kmicicem. Co jest najboleśniejsze dla mnie, jako byłego kapelana „Solidarności” to to, że mataczył i zapędził się sam w ślepą uliczkę - uważa duchowny.
- Lech Wałęsa mógł łatwo wyjść z tej sytuacji mówiąc o tym towarzyszom. A on mówi, że winni są nie esbecy i Wałęsa, ale ci co to powiedzieli, i że to jest dramat III RP. Bo były złote cielce, na których powiedzieć nic nie można - dodał ks. Isakowicz-Zaleski.
Friszke: Mam wątpliwości
Tak pewny w swych sądach nie był historyk Andrzej Friszke, który jest w środku lektury. – Widzę tu bardzo duży wkład pracy, ale też rozstrzyganie niepewności na niekorzyść oskarżonego i leciutkie przeginanie - zauważa prof. Friszke.
- Mam wątpliwości czy Wałęsa był agentem, bo w przywoływanych dokumentach nie ma mowy o zobowiązaniu do współpracy. To była niepowszechna praktyka wobec intelektualistów, których nie chcieli zrazić, ale on był prostym robotnikiem, którego bardzo brutalnie tam straszyli. A oni rejestrowali jak leci, tego dnia zarejestrowano 20 osób, a później go ciągali na przesłuchania i kwitowali jak chcieli - uważa historyk.
Publikacja polityczna
Inny gość Bogdana Rymanowskiego, Bogdan Lis, traktuje publikację jako dzieło nie historyków, ale polityków. - Nie czytałem książki, ale moim zdaniem ma ona charakter polityczny. IPN ma prawo badać historię do 1990 roku, a oni pokazali, że tak naprawdę chcieli napisać akt oskarżenia przeciw Lechowi Wałęsie - stwierdził dawny lider związkowy.
Nie zgodził się z nim Ryszard Bugaj, inny z przywódców pierwszej "Solidarności". - To nie przekroczenie horyzontu czasowego tworzy z historyka polityka - zauważył. - Zachowanie Lecha Wałęsy jest strasznie nieklarowne. Ja starałem się go zawsze wspierać, ale on jednego dnia mówi, że nie brał żadnych dokumentów, a drugiego, że brał - mówił były działacz "S".
"Niech Wałęsa przeczyta uważnie tę książkę"
Prof. Andrzej Friszke uważa, że cała sprawa wymaga dodatkowych badań. - Bardzo jest ważne, żeby prześwietlić fałszerstwa w sprawie Wałęsy - zauważył. - W stanie wojennym bezpiece bardzo zależało, żeby go zastraszyć i nigdy tych dokumentów do tego nie wykorzystali. Dlaczego? Bo prawdopodobnie nie nadawały się one do szantażu - ocenił gość Magazynu 24 Godziny. Historyk ma tez radę dla Lecha Wałęsy: aby uważnie przeczytał tę książkę i jeszcze raz się nad wszystkim zastanowił.
Ks. Isakowicz-Zalewski uważa, że były prezydent nie poda do sądu autorów książki. - Wałęsa straszy tych ludzi, ale to "strachy na lachy" i ich do sądu nie poda, a szkoda - stwierdził duchowny.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24