Politycy krytycznie odnieśli się do wezwania Jarosława Kaczyńskiego w sprawie bojkotu ukraińskiej części Euro 2012. - Oświadczenie PiS jest wyłącznie elementem polityki wewnętrznej Polski - oceniła Małgorzata Kidawa-Błońska. Z kolei Janusz Palikot wypowiedź prezesa PiS nazwał "skandaliczną". - Sytuacja jest niezręczna, bo jesteśmy wspólnie organizatorami 2012. W tym jest jakaś chytrość, która jest na granicy podłości - ocenił.
Małgorzata Kidawa-Błońska stwierdziła, że polska racja stanu i polski interes wymagają, by Euro "przebiegało dobrze, w atmosferze sportowej". Posłanka zauważyła, że nie jest to pierwsza impreza sportowa, która odbywa się na terenach państw, które nie do końca respektują prawa człowieka. - Trzeba oddzielić sport od polityki - powiedziała.
Tym samym wskazała, że zadaniem polityków jest wykorzystanie wszystkich możliwości dyplomatycznych, by wymóc zmianę zachowań władz w stosunku do więzionej Julii Tymoszenko. Jednocześnie stwierdziła, że mediacje w tej sprawie od wielu miesięcy prowadzi z Ukraińcami prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk.
Kowal również na "nie"
- Polska jest sąsiadem Ukrainy i w naszym interesie jest pomaganie Ukrainie w przezwyciężaniu kryzysu - powiedział Paweł Kowal, szef PJN. Zaznaczył, że Euro 2012 jest "wspólnym projektem z Ukrainą", a Polska włożyła bardzo dużo środków publicznych w przygotowanie imprezy. Kowal zaapelował o wewnętrzną, polską debatę na temat Ukrainy. - Trzeba pamiętać o tym, jakie mogą być skutki dla Polski izolowania Ukrainy na arenie międzynarodowej. To jest kluczowa rzecz - powiedział.
Nie ma żadnego dowodu, że ogłoszenie bojkotu takie wsparcie przyniesie, a w pewnych okolicznościach może być nawet przeciwnie. Paweł Kowal
Kowal, który na początku kwietnia spotkał się z Tymoszenko, zaapelował o rozwagę. - Gdyby była pewność, że ogłoszenie bojkotu faktycznie pomaga Julii Tymoszenko, trzeba by inaczej do tego podejść(...), natomiast nie ma żadnego dowodu, że ogłoszenie bojkotu takie wsparcie przyniesie, a w pewnych okolicznościach może być nawet przeciwnie - powiedział.
Wcześniej do bojkotu Euro 2012 przez europejskich polityków odniósł się Zbigniew Ziobro.
"Chytrość, która jest na granicy podłości"
- To skandaliczna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego pokazująca, że jest to człowiek nieodpowiedzialny, który awanturnictwo myli z prawdziwym uprawianiem polityki zagranicznej, gdzie się strategiczne relacje buduje w interesie kraju – ocenił z kolei Janusz Palikot.
Polityk przyznał, że politycy powinni stasować nacisk na polityków europejskich, ale Polska wobec Ukrainy, zarówno jak i Białorusi, powinna zachowywać się jak sąsiedzi. – Tym bardziej ta sytuacja jest niezręczna, bo jesteśmy wspólnie organizatorami 2012. W tym jest jakaś chytrość, która jest na granicy podłości – stwierdził.
"Niedojrzała deklaracja", "element rozgrywki"
Natomiast poseł Ireneusz Raś z PO, który jest przewodniczącym sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki apel PiS nazwał "niedojrzałą deklaracją". - Pan prezes Kaczyński powinien przeczytać historię, choćby Grecji, w której na czas sportowych zmagań, igrzysk zawieszano konflikty zbrojne - odparł.
Podkreślił, że w "słusznej walce Europy o los byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko trzeba znaleźć takie miejsce i takie narzędzia, aby skutecznie wyegzekwować dla niej wolność". - Natomiast Euro jest świętem sportowym i nie można zaprzepaszczać tej wielkiej pracy Polaków i Ukraińców obudowując ją wyłącznie polityką. To byłoby pokazanie, że politycy europejscy wykorzystują EURO jako argument polityczny, a tak nie powinno być - powiedział
Również Tadeusz Iwiński z SLD bardzo krytycznie ocenia oświadczenie PiS. - Uważam, że jest ono de facto elementem wewnętrznej rozgrywki politycznej w Polsce - przyznał.
- Polska włożyła tyle wysiłku w przygotowanie mistrzostw Euro 2012 - jest też państwem, które jako pierwsze, na kilka godzin przed Kanadą, uznało niepodległość Ukrainy - dlatego powinniśmy zachowywać się w sposób bardzo wyważony. Oczywiście trzeba bronić praw człowieka i zwracać uwagę na niestosowność traktowania Julii Tymoszenko, ale jednocześnie zachowywać zimną krew - powiedział. Wyraził też nadzieję, że jako że do otwarcia mistrzostw jest jeszcze 35 dni, być może Julia Tymoszenko z aresztu zostanie wypuszczona. - O ile zostanie podpisana umowa stowarzyszeniowa Ukrainy z Unią Europejską. To by wszystko rozwiązało (...) pozwoliłoby wszystkim wyjść z twarzą - zaznaczył Iwiński.
"Okaleczona zostałaby Polska"
EURO jest świętem sportowym i nie można zaprzepaszczać tej wielkiej pracy Polaków i Ukraińców obudowując ją wyłącznie polityką. Ireneusz Raś
Doradca prezydenta prof. Tomasz Nałęcz stwierdził zaś, że apel prezesa PiS jest "obliczony na wewnętrzną polską scenę polityczną", żeby napiąć muskuły, naprężyć się, co się ostatnio stało specjalnością polskiej prawicy".
- Dzieją się na Ukrainie rzeczy dobre i niedobre, i oczywiście my jako najbliższy sąsiad Ukrainy możemy trzymać kciuki za to, żeby działy się rzeczy dobre i serce nam krwawi, jak dzieją się rzeczy niedobre. Ale jeśli chodzi o Euro, to jesteśmy związani z Ukrainą jak bliźniak z bliźniakiem (...) - powiedział Nałęcz i dodał: - Tak naprawdę, gdyby ten apel został wysłuchany, to okaleczona zostałaby Polska, bo tak jak nie da się okaleczyć jednego tylko z bliźniaków, bo drugi też cierpi, tak i odebranie Euro Ukrainie czy bojkotowanie tych uroczystości sportowych, meczy na Ukrainie, to by przecież rykoszetem uderzyło w Polskę.
Doradca prezydenta powiedział, że gdy dzisiaj usłyszał apel prezesa PiS to pomyślał sobie "o magnackim zacietrzewieniu". - Byleby na swoim postawić, byleby swojego dopiąć. Nieważne kto, ile na tym straci. Moim zdaniem to niestosowny apel, szkodzący Polsce jako organizatorowi igrzysk Europy w piłkę nożną, szkodzący Polsce - podsumował.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. EPA