Do tej pory żyli na walizkach, teraz ich marzenie się spełniło: matka chorego na mukowiscydozę Jasia z czwórką swoich dzieci zamieszkała w nowym mieszkaniu. Mają teraz trzy pokoje, 40 metrów kwadratowych i przyjaciół, którzy pomogli w remoncie. Nie ma jednak lodówki, w której muszą być leki dla chorego Jasia.
Pani Madina nie wierzyła własnym oczom, że jej marzenia o własnym dachu nad głową wreszcie się spełniają. Jeszcze miesiąc temu urzędnicy nie dawali jej prawie żadnych szans na mieszkanie socjalne, w zamian proponując dom samotnej matki. Ale ze względu na chorobę najmłodszego syna - Jaś cierpi na mukowiscydozę - to nie było najlepsze rozwiązanie. Ostatecznie jednak mieszkanie się znalazło.
- Po śmierci najemcy odzyskaliśmy lokal, który wymagał dość dużych nakładów remontowych – wyjaśnia dyrektor wydziału spraw mieszkaniowych z urzędu miasta Lublina Ewa Lipińska.
Remont zrobił sąsiad
Mieszkanie ma ponad czterdzieści metrów i trzy pokoje z kuchnią. A to oznacza, ze prawie każdy będzie miał swój pokój. Ale najważniejsze, że to już dom na stałe, bo do tej pory żyli dosłownie na walizkach. Teraz wszyscy mogą odetchnąć z ulgą i planować co, gdzie i jak ustawić. Bo o remont martwić się już nie muszą - sąsiad o wszystko zadbał. - On nie chce się pokazać, nie chce się ujawnić. Nie chodziło mu o reklamę. On ma tyle roboty, ale po prostu poprosiłyśmy – mówi Madina Iwanowa
Nie odmówił, podobnie jak były wiceprezydent Lublina, który od samego początku pomagał rodzinie pani Madiny. - Czujemy się zmęczeni, ale finał jest piękny, no i daj Boże, żeby szczęśliwie zamieszkali i tutaj żyli – ma nadzieję Zbigniew Wojciechowski.
Pomogli też koledzy
Saszy najtrudniej było rozstać się z koleżankami, ale przeprowadzka do nowego mieszkania, to przecież nie koniec ich przyjaźni. A koledzyOlega udowodnili, że w potrzebie zawsze może na nich liczyć. - Miło z ich strony, że pomogli, nawet się nie spodziewałem w sumie, że mi pomogą. Że w ogóle damy radę – mówi chłopak. Dali radę i to w trzy godziny. Gdyby nie było tylu rąk do pracy, przeprowadzka na pewno trwała by dłużej.
- No trochę wnoszenia było, trochę znoszenia, pakowania, to przecież musiał wszystko popakować, ale daliśmy radę sami – opowiada Patryk, kolega Olega.
Nie ma jeszcze łóżek i lodówki
Ale początek nie był szczęśliwy. Pani Madina przyjechała z Białorusi i w Polsce nielegalnie mieszkała prawie dwanaście lat. Rożnie próbowała ułożyć sobie życie, ostatecznie została sama, bez pracy i z czwórką dzieci. Dlatego dwa lat temu chciała oddać chorego Jasia do adopcji. Jednak historia chłopca poruszyła wielu ludzi. I dzięki ich pomocy jego matka odzyskała wiarę w lepsze jutro, a dzięki Marii Kaczyńskiej dostała upragnione polskie obywatelstwo.
Teraz ma także mieszkanie, choć jeszcze kilku rzeczy jej brakuje. Na przykład łóżek – na razie wszyscy śpią na materacach. Biurko i segment podarowali sąsiedzi, najbardziej brakuje tylko lodówki. I to akurat jest największy problem, bo leki Jasia nie mogą być trzymane w temperaturze pokojowej.
Z utrzymaniem też nie będzie łatwo, bo na pięć osób muszą wystarczyć dwa tysiące złotych miesięcznie. Jednak rodzina jest pełna optymizmu. - Jeden miesiąc to kupię, jeden miesiąc co innego - ale to już jest swoje i to będzie – uśmiecha się pani Madina
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24