- Biła, kopała, a nawet przypalała papierosami swojego syna - wynika z ustaleń śledczych, którzy badają sprawę jednej z kobiet w śląskim schronisku dla samotnych matek z dziećmi. O tym, że z chłopcem dzieje się coś niedobrego, policję zawiadomili pracownicy placówki. I choć kobieta wypiera się zarzucanych jej czynów, to na wyjaśnienie sprawy przez sąd będzie czekać w areszcie.
W ośrodku kobieta i chłopiec mieli wszystko, by móc normalnie żyć. Pracownicy robili, co w ich mocy, by pomóc samotnej matce. Niestety, bezskutecznie.
- Trudno było się nią zaopiekować, trudno było z nią pracować, ponieważ ona po prostu tego nie chciała. Więc dzień wyglądał tak, że rano, zaraz po śniadaniu, wychodziła gdzieś z dzieckiem - mówi Barbara Demidowicz, dyrektor Schroniska im. św. Brata Alberta dla Bezdomnych Kobiet i Matek z Dziećmi w Zabrzu.
To najprawdopodobniej właśnie poza murami schroniska dochodziło do najbardziej dramatycznych scen. Bo to, że w ogóle do nich dochodziło, świadczy choćby wypowiedź samej matki: Dziecko przypaliła babcia, nie ja. Zejdźcie ze mnie.
Znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem
Sprawa wyszła na jaw dzięki pracownikom schroniska, kiedy 24-latka trafiła tam czwarty raz. Wtedy zawiadomiono policję.
- To jest znęcanie się o charakterze okrucieństwa, ponieważ miało ono formę nie tylko krzyku, wywoływania awantur, a także bicia, kopania, a nawet jak ustalili policjanci przypalania papierosami - mówi Marek Wypych, rzecznik KMP w Zabrzu.
- Mówimy o takiej przemocy psychicznej, fizycznej, która była jakby stosowana na dziecku i kompletny brak opieki właściwej, począwszy od snu, karmienia dziecka, zaspokajania podstawowych potrzeb. Także, jakby w tym też cały dramatyzm - dodaje Barbara Demidowicz.
Obecnie sprawą zajmuje się prokuratura.
- Prokuratura wszczęła śledztwo z artykułu 207 paragraf 2, a więc znęcanie się nad dzieckiem 2,5-letnim przez 24-letnią matkę ze szczególnym okrucieństwem - mówi Andrzej Galas, Prokurator Rejonowy w Zabrzu.
Trwały ślad w psychice
Na szczęście, dzięki interwencji pracowników schroniska i służb, chłopcu nic już nie grozi.
- Dziecko trafiło do ośrodka opiekuńczo–wychowawczego w Gliwicach i tam jest bezpieczne i chyba to dla nas było najważniejsze - wyjaśnia dyrektor Demidowicz.
Teraz według psycholog Hanny Siry najważniejsze jest, by chłopiec wrócił do dobrej kondycji psychicznej. Choć już wiadomo, że łatwo nie będzie.
- Wszystkie te złe zdarzenia zostają w podświadomości dziecka i w związku z tym na przyszłość dzieci bardzo często mają problemy z podejmowaniem trwałych przyjaznych stosunków z ludźmi - wyjaśnia psycholog.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24