Pałac prezydencki opublikował „samolotową” korespondencję z kancelarią premiera, a ta odbija piłeczkę: to my rezerwowaliśmy rządową maszynę wcześniej. Dokładnie 23 minuty wcześniej. Do dokumentów dotarła TVN24.
3 października 2008, punktualnie o godzinie 9:54 z departamentu spraw zagranicznych kancelarii premiera wysłany zostaje faks. Odbiorcą jest zastępca szefa kancelarii Adam Leszkiewicz oraz płk Ryszard Raczyński, dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotniczego, odpowiedzialny za rządowe samoloty.
„W związku z udziałem Prezesa Rady Ministrów Pana Donalda Tuska w szczycie Rady Europejskiej w Brukseli w dniach 15-16 października, zwracam się z uprzejmą prośbą o wyrażenie zgody na rezerwację na te dni samolotu specjalnego TU 154-M” – głosi pismo. Jest na nim lakoniczna adnotacja Oleszkiewicza: „zgoda”. zobacz pismo
Dokładnie 23 minuty później, o 10:17, kancelaria premiera odebrała faks z Pałacu. Jest to skierowana do Tomasza Arabskiego prośba o rezerwację przelotów TU 154-M w dniach 15-16 października, którą opublikowała wcześniej kancelaria prezydenta. Na to pismo Pałac nie otrzymał odpowiedzi. zobacz pismo
Dlaczego nie odpowiedzieli?
Urzędnicy prezydenta przypomnieli o sprawie 13 października. Następnego dnia otrzymali odpowiedź odmowną: samolot zostanie w Brukseli „do ciągłej dyspozycji" polskiej delegacji i nie wróci po prezydenta. Kancelaria musiała wyczarterować od LOTu samolot za 150 tysięcy złotych.
Dlaczego urzędnicy premiera nie poinformowali Pałacu, że maszyna jest zarezerwowana? Kiedy zapadła decyzja, że rządowa delegacja pojedzie na szczyt 14, nie 15 października? Dlaczego samolot stał przez trzy dni na brukselskim lotnisku? Szef kancelarii premiera Tomasz Arabski, który podpisał się pod decyzją o nie udostępnieniu prezydentowi maszyny, nie odbiera telefonu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański