Rzeczy z paczek, pieniądze z listów znikają na poczcie jak kamfora. Często giną całe przesyłki - oficjalnie w 2007 r. Poczta zagubiła ich 200 tys. Ale wielu zaginięć klienci w ogóle nie zgłaszają. Interweniuje już Urząd Komunikacji Elektronicznej - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Pani Joannie Gęsickiej, która prowadzi w Warszawie internetowy sklep z przedmiotami do dekoracji wnętrz, pierwsza paczka zginęła na poczcie rok temu. Klientka się wściekła, że serwetki nie doszły. Gęsicka wysłała je drugi raz. Bezskutecznie. "Od początku roku jest fatalnie" - narzeka. "Nie ma tygodnia, aby choć jedna rzecz mi nie zginęła" - mówi gazecie.
Na forach internetowych klienci Poczty skarżą się, że z paczek czy listów - zwłaszcza nadawanych z zagranicy - notorycznie wyjmowane są rzeczy: jedna ginie, trzy zostają. Z listów znikają pieniądze wysyłane przez emigrantów do kraju - obrazuje sytuację "GW".
O tym, że Poczta ma poważne problemy z pilnowaniem mienia swoich klientów, przekonany jest Urząd Komunikacji Elektronicznej. Kilka dni temu przekazał operatorowi raport w tej sprawie.
Z informacji uzyskanych przez gazetę wynika, że UKE żąda od Poczty, aby zatrudniała ludzi, którzy "potrafią pracować z powierzonym mieniem" (innymi słowy takich, którzy nie kradną). Domaga się wprowadzenia wyrywkowej kontroli szafek odzieżowych i śniadaniowych pracowników. Chce, by Poczta robiła doraźne kontrole osobiste pracowników, gdy ci opuszczają teren, na którym przeładowuje się paczki. UKE domaga się też, by w pocztowych magazynach było po prostu widniej.
Poczta raportu na razie nie chce komentować. Rzecznik Zbigniew Baranowski podkreśla za to, że wobec złapanych złodziei wyciągane są surowe konsekwencje. Z powodu kradzieży Poczta dyscyplinarnie wyrzuciła z pracy dwa lata temu ponad 200, a w ubiegłym roku ponad 100 osób. Złapanych złodziei jest mniej, bo jak twierdzi rzecznik, w Poczcie powstała specjalna komórka do zwalczania nadużyć.
Oficjalnie Poczta przyznaje, że w ubiegłym roku "zaginęło" jej ponad 200 tys. przesyłek. To 0,3 proc. wszystkich zrealizowanych przez operatora usług powszechnych. Ale - jak zauważa "GW" - prawdziwa skala problemu może być kilkakrotnie, a nawet kilkunastokrotnie większa.
Źródło: Gazeta Wyborcza