Po raz pierwszy w historii tej komisji. Były prawnik Totalizatora Sportowego zapowiedział, że pozwie posła Urbaniaka. Za to, że – jak twierdzi Grzegorz Maj - naruszył jego dobra osobiste. Sugerując, że odegrał jakąś rolę w aferze hazardowej i że – w dużym skrócie – zabiegając o wprowadzenie wideoloterii na polski rynek, chciał pomóc nie tyle Totalizatorowi Sportowemu i budżetowi państwa, co prywatnej firmie, która Totalizator obsługuje. Czyli firmie Gtech.
Grzegorz Maj, zanim trafił do Totalizatora Sportowego, startował do Sejmu z list Prawa i Sprawiedliwości. Po tym, jak z Totalizatora odszedł, został doradcą ówczesnego Premiera Jarosława Kaczyńskiego. Zajmował się ustawą o dostępie do zawodów prawnych. Ale – jak mówi – z Kaczyńskim nigdy osobiście nie rozmawiał. A do Totalizatora ściągnął go Michał Krupiński z ministerstwa skarbu.
ŚLEDCZY SIĘ NIE BOI
Poseł Urbaniak pozwu się nie boi. Jak mówi, Maj przewija się w różnych materiałach, które dotarły do komisji. Stąd słowa o tym, że jego nazwiska w kontekście afery hazardowej tłumaczyć nikomu nie trzeba. Poseł Arłukowicz dopytywał Grzegorza Maja o cytaty z analizy CBA, w której to analizie Maj jest jednoznacznie czarnym charakterem. Miał nie tylko napisać projekt ustawy hazardowej, który w 2006 roku z Totalizatora trafił do wiceministra finansów Mariana Banasia, ale miał także razem z prezesem TS zamykać usta merytorycznym urzędnikom resortu, którzy sprzeciwiali się wprowadzeniu wideoloterii na rynek. Wykorzystując przy tym wsparcie Przemysława Gosiewskiego.
To kłamstwo i pomówienie – mówił Maj. I zapowiedział, że pozwie także autorów analizy CBA. Tu liczy na komisję. Bo autorzy z imienia i nazwiska nie są znani.
„NIE BYŁEM AUTOREM”
To chyba najważniejsze, co usłyszeliśmy. I co najbardziej zaskoczyło także samych śledczych. Grzegorz Maj oświadczył: wbrew rozpowszechnianym w mediach informacjom nie byłem autorem projektu ustawy, który w czerwcu 2006 roku prezes Totalizatora Sportowego zaproponował wiceministrowi finansów panu Marianowi Banasiowi. Wyjaśnił, że w TS pracował od maja 2006, czyli niewiele ponad miesiąc od przekazania projektu.
Maj zeznał, że nie wie, kto napisał ten projekt. Że dowiedział się o nim z mediów. Kiedy już pracowała komisja.
Maj podkreślał, że kiedy pracował dla Totalizatora (połowa maja 2006 – początek kwietnia 2007) spółka nie przygotowywała żadnego projektu ustawy o grach, proponowała jedynie założenia, które – jak przekonywał – miały dać zarobić Totalizatorowi, a przy tym budżetowi państwa. Chodziło o obniżenie podatku od wideoloterii i zniesienie dopłat, które powodowały, że od 2003 roku wideoloterie były tylko ustawowym zapisem. Nigdy nie weszły na rynek. Jednoręcy bandyci – mówił Maj – płacili podatki siedmiokrotnie niższe.
TOTALIZATOR TRACIŁ
Maj zeznał, że Totalizator Sportowy zaangażował się w prace nad ustawą o grach, bo sytuacja finansowa spółki dramatycznie się pogarszała: jeszcze w 2003 roku TS miał ponad 50% udziału w rynku gier, dwa lata później - już tylko 35%. Zaznaczył, że w 2006 roku 70% dochodów do budżetu państwa z całego rynku hazardu pochodziło od Totalizatora. Z czego wynikała ta dysproporcja? Maj odpowiada: z przyjętych rozwiązań w kolejnych nowelizacjach w ustawie o grach i zakładach wzajemnych, które dyskryminowały własność Skarbu Państwa, tworząc preferencyjne warunki do rozwoju sektora prywatnego. Innymi słowy, Totalizator chciała zawalczyć o równe szanse. Tak mówił Maj.
Dlatego propozycje TS szły w kierunku: wyrównania obciążeń podatkowych między sektorem prywatnym a państwowym, m.in. przez podwyższenie podatku od jednorękich bandytów do 180 euro, podwyższenie podatku od gier w kasynach, podwyższenie podatku od loterii audiotekstowych i umożliwienie Totalizatorowi wprowadzenia wideoloterii. W analizach – jak mówił - opierano się na rozwiązaniach już stosowanych w Szwecji, Danii czy Portugalii.
WIDEOLOTERIE NIE DLA GTECHU?
Grzegorz Maj przekonywał komisję, że rozwiązania proponowane przez TS miały przynieść maksymalne zyski Totalizatorowi i budżetowi państwa, a nie firmie GTech. Tezę o tym, że zarobić miał głównie amerykański dostawca oprogramowania Maj zilustrował takim oto twierdzeniem: ktoś kupuje samochód nie po to, aby nim jeździć, ale by zyskały na tym firmy motoryzacyjne. To totalny absurd.
Zeznał, że nie znał umowy zawartej między Totalizatorem a Gtechem, bo jest objęta tajemnicą. Ale nie był przekonany, że akurat ta firma musiałaby wideoloterie wprowadzać an polski rynek. Przypomniał, że na Wyścigach Konnych Totalizator organizuje zakłady we współpracy z inną firmą.
Maj przekonywał komisję, że wideoloterie przyniosłyby zyski do budżetu państwa już w pierwszym roku po ich wprowadzeniu. Co innego przed komisją zeznał Marian Banaś:
Totalizator Sportowy chciał w ogóle zmniejszyć podatek 45% na 20 i dochodzenie od 20 do 30, ale na przestrzeni od 2007 bodajże roku do 2017 r. I dopiero po 2017 r. ewentualnie, po uruchomieniu wideoloterii, budżet państwa miał uzyskiwać dochody. No, dla mnie to było nie za bardzo racjonalne, no. Tak długo czekać i, po drugie, no, w pierwszej kolejności, tak jak już tutaj mówimy od samego początku, musieliśmy się kierować budową stadionów.
Może zawiodła komunikacja międzyresortowa? Abstrahując, resort finansów uznał, że to wszystko za mało, żeby z pieniędzy z wideoloterii wybudować stadion, a taki plan powstał w ministerstwie skarbu. Miał budować Totalizator Sportowy. Wielu pytało, z czego? W takim sensie: jak to możliwe, że z pieniędzy z wideoloterii, skoro one miały przynieść zyski po kilku latach? Pisałam o tym przy okazji zeznań Wojciecha Jasińskiego i Tomasza Lipca:
Maj przekonywał, że spółka mogła zaciągnąć kredyt. I budować za pieniądze z kredytu. Ale – jak wiemy – ministerstwa finansów to nie przekonało, bo racji Totalizatora Sportowego nie uwzględnił. Trudno się dziwić. Dziwna to bowiem figura, by uzasadniać wprowadzenie wideoloterii na rynek budową stadionu, a budować na kredyt… Tak mi się wydaje. Marian Banaś mówił przed komisją tak:
Na wstępie jakby przychyliłem się do uwzględnienia tych pomysłów Totalizatora Sportowego, ale z chwilą, kiedy uzyskaliśmy od nich dokładną analizę ewentualnych środków, które trzeba będzie wyłożyć na uruchomienie totalizatora, to ja się z tego automatycznie wycofałem i poinformowałem o tym również pana Gosiewskiego, że absolutnie jest to nieracjonalne, abyśmy w tej chwili po prostu uwzględniali racje totalizatora, kiedy budżet będzie musiał na to wyłożyć, tak jak powiedziałem, te 1,5 mld, a my potrzebujemy pieniądze jak najszybciej na budowę stadionów. To również przedstawiłem stanowisko pani premier Zycie Gilowskiej, która w pełni się ze mną zgodziła. I te zapisy, jak już powiedziałem, zostały wprowadzone do naszej ustawy, że nie uwzględniamy tych propozycji Totalizatora Sportowego.
TRZY KŁOPOTLIWE PISMA
· pismo prezesa Totalizatora Jacka Kalidy do resortu finansów z 22 grudnia 2006 roku - Kalida pisał w nim, że podstawowym błędem w procedowaniu projektu ustawy hazardowej jest założenie, że sama ta zmiana spowoduje wzrost wpływów do budżetu. Oceniał, że tak by się z pewnością nie stało, bo uruchomienie wideoloterii to koszt ok. 200-300 mln euro (…) Dopiero po trzech do pięciu lat będą możliwe znaczne wpływy do budżetu. Pismo cytował poseł Arłukowicz.
Grzegorz Maj zeznał, że to uproszczenie, bo połączone są w tym myśleniu dwie kwestie: dochodów do budżetu i dochodów z inwestycji (…) Jeżeli pan przewodniczący zerknie na założenia do wideoloterii, które są w posiadaniu komisji, to dochód do budżetu pojawia się już pierwszym roku i on narastająco wynosi 50 mln zł, w drugim roku 110 mln zł, w trzecim 181 mln zł; łącznie w projektowanym okresie wynosi 913,5 mln zł.
Przyznał przy tym, że ze względu na koszty inwestycja przez trzy lata byłaby na minusie, a w kolejnym roku przynosiłaby na tyle zysku, że wykazałaby pozytywny zwrot.
· pismo Grzegorza Maja do ministerstwa finansów ze stycznia 2007 roku, w którym Maj podkreślał, że umowa z Gtech praktycznie uniemożliwiała przeprowadzenie przetargu na dostawcę systemu wideoloterii.
Maj tłumaczył, że trzeba rozróżnić dwie kwestie: jedna to oprogramowanie, druga -sprzęt do wideoloterii. Jego zdaniem, z analiz prawnych umowy mogło wynikać, że Totalizator był skazany jedynie na zakup systemu informatycznego od Gtech. Maszyny mógł kupić od kogoś innego. Arłukowicz dopytywał wobec tego, czy sprawdzano, który dostawca byłby najtańszy. Maj odpowiadał, że takie analizy wykonuje się na etapie realizacji studium wykonalności, a nie na etapie przygotowywania propozycji, która umożliwiłaby zmiany w ustawie (..) Jeśli chodzi o wycenę, dział sprzedaży występuje do państwowego operatora szwedzkiego czy innego kraju z prośbą o wskazanie kosztu automatu, który spełniałby określone funkcjonalności.
Maj przekonywał komisję, że nie znał umowy między Totalizatorem Sportowym a firmą Gtech, bo była objęta klauzulą poufności. Mówił, że analizował ją radca prawny TS Bartłomiej Bieleninnik.
· pismo Jacka Kalidy z 19 września 2006 roku – o tym, że w Totalizatorze został powołany zespół, którego celem było wprowadzenie na rynek wideoloterii.
Maj komisję zaskoczył, bo oświadczył, że to pomyłka. Że zespół, o którym pisał Kalida, zajmował się pracami związanymi z przygotowywaniem opracowań na potrzeby ustawowe, same wideoloterie były tylko wycinkiem jego działań (…) Nigdy żadnych działań związanych z planem biznesowym pod nazwą wideoloterie ten zespół nie przeprowadzał.
Zaskakujące, że prezes Totalizatora Sportowego albo upraszcza albo się myli. A Grzegorz Maj pisze, że umowa z Gtechem praktycznie uniemożliwiała przeprowadzenie przetargu na dostawcę systemu dla wideoloterii, twierdząc jednocześnie, że szczegółów umowy nie zna… Komisji tłumaczył, że znał je radca prawny, który jak rozumiem, oględnie go o nich informował…
ZESPÓŁ DS. USTAWY
Był zespół. Jak tłumaczył Maj, zadaniem tego zespołu było nie wprowadzenie wideoloterii na rynek, ale praca nad propozycjami zmian w ustawie o grach. Grzegorz Maj był koordynatorem tego zespołu.
Maj zeznał, że zespół ten nigdy nie analizował kwestii wyboru partnera przy projekcie wideoloterii. Że został powołany w związku z zaproszeniem od Ministerstwa Finansów do prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych. W skład zespołu wchodziło na stałe kilkanaście osób. Pomagało im dodatkowo kilkudziesięciu pracowników Totalizatora specjalizujących się w konkretnych dziedzinach. Maj przyznał, że zespół korzystał także z dorobku poprzednich zarządów, z ich analiz i opracowań. Tym głównie zespół miał się zajmować. Pisać analizy, tworzyć opracowania. I na ich podstawie formułować propozycje zmian w ustawie.
W ZESPOLE GILOWSKIEJ
Grzegorz Maj zeznał, że to była inicjatywa ministerstwa skarbu: Ministerstwo twierdziło - zresztą słusznie - że nie posiada specjalistów z związanych z rynkiem gier. Tak do zespołu trafił właśnie Maj. Zespół, którego prace koordynował wewnątrz Totalizator Sportowego pełnił wobec zespołu Zyty Gilowskiej – jak się wyraził – funkcję służebną.
Prace zespołu miały być nadzorowane przez zarząd spółki i po każdym spotkaniu w ministerstwie finansów zarząd miał być szczegółowo informowany o przebiegu prac. Jak mówił Grzegorz Maj, on sam wyznaczył w TS jednego z członków zarządu - Grzegorza Sołtysińskiego - do monitorowania prac nad nowelizacją ustawy hazardowej.
Ministerstwo finansów było głuche na argumenty TS, dlatego TS wycofał swojego przedstawiciela z zespołu – jak zeznał Maj – w marcu 2007. Wcześniej – w grudniu 2006 – zapowiadali, że tak się może stać. I tak się stało.
O INTERWENCJI KANCELARII PREZYDENTA
Grzegorz Maj zeznał że Totalizator Sportowy zwrócił się do Kancelarii Prezydenta, bo resort finansów nie chciał zaakceptować propozycji korzystnych dla budżetu (…) Dla zarządu TS było czymś niezrozumiałym, dlaczego MF nie chce uwzględnić propozycji, które w sposób oczywisty na podstawie analiz finansowych, mało tego, na podstawie doświadczeń innych krajów, które myśmy wykazywali, nie chce zaakceptować propozycji, które zwiększą wprost dochody budżetu państwa.
Robert Draba w styczniu i marcu 2007 r. przesłał do resortu finansów dwa pisma z uwagami TS. W piśmie z marca Draba informował, że w załączeniu przesyła przygotowany przez zespół Totalizatora Sportowego komplet opracowań prawnych, finansowych i analiz, które dotyczą nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych (…) Materiały te zostały skierowane na moje ręce wraz z informacją, że celem nowelizacji ustawy jest zwiększenie wpływów do budżetu państwa, a szczególnie zagwarantowanie źródeł finansowania projektu budowy Stadionu Narodowego. Przekazuję materiały Totalizatora Sportowego do oceny i ewentualnego wykorzystania przez resort finansów. Będę zobowiązany Pani Premier za poinformowanie Prezydenta RP - za pośrednictwem Szefa Kancelarii - o jakości oraz przydatności przekazanych analiz oraz opracowań.
To z kolei o tyle dziwne, że właściwym nadawcą takiego pisma byłby w przypadku spółki skarbu państwa raczej resort skarbu... Dlaczego Kancelaria Prezydenta? Rozumiem, że TS chciał wytoczyć najcięższe działa przeciwko resortowi finansów. Nie pomogło. Resort zdania nie zmienił. Ale wiemy, że resort skarbu do końca walczył o to, by podatki obniżyć, a z pieniędzy z wideoloterii finansować budowę Stadionu Narodowego. W teorii. Bo Maj przyznał, że Totalizator mógłby zaciągnąć kredyt.
O GOSIEWSKIM
Grzegorz Maj zeznał, że Przemysława Gosiewskiego zna. Także dlatego, że pracował nad ustawą o dostępie do zawodów prawniczych. Lobbował za tym od lat. Założył Stowarzyszenie „Fair Play”. Ale zapewnił, że nigdy nie rozmawiał z nim o ustawie hazardowej. Kłamstwem nazywając doniesienia medialne mówiące o tym, że to Gosiewski gwarantował mu poparcie dla rozwiązań Totalizatora. Przyznał, że raz zjadł z Gosiewskim obiad. I jeszcze, że po tym, jak w mediach wrócił temat prac nad ustawą i ich przy tej ustawie domniemanej współpracy, Gosiewski do niego zadzwonił i zapytał, o co chodzi. To o tyle dziwne, że przecież podobne publikacje pojawiały się w prasie w 2007 roku…
NIEZROZUMIAŁE
Wciąż nie rozumiem, mówiąc szczerze, po pierwsze tego, skąd brały się tak różne szacunki dotyczące wprowadzania wideoloterii na rynek. Być może coś nowego w sprawie powie były prezes TS Jacek Kalida. Na razie odbijamy się od różnych szacunków. I różnych opinii. Bo resort skarbu (w postaci Wojciecha Jasińskiego i Pawła Szałamachy, o którego zeznaniach jeszcze napiszę) przekonuje, że gra była warta świeczki. I że budżet państwa mógł na tym zarobić. A ministerstwo finansów (w postaci Zyty Gilowskiej i Mariana Banasia), że nie bardzo. A na pewno nie na tyle, żeby wideoloterie wprowadzać na rynek w momencie, kiedy budżet ma zabezpieczyć Euro 2012… Spór o wideoloterie jest sporem ciekawym. Nie umiem zrozumieć, po co ktoś w 2003 roku w ogóle wideoloterie do ustawy wprowadził, skoro i tak na rynek wejść nie mogły, bo nie wytrzymałyby konkurencji jednorękich…
Maj próbował przekonać komisję, że to, iż resort skarbu próbował przeforsować zapisy korzystne dla Totalizatora już po tym, jak resort finansów je odrzucił to zbieżność dat. Obu akcji – według niego – nie należy ze sobą łączyć.
Maj przekonywał komisję, że Totalizator Sportowy nie miał być właścicielem stadionu, który chciał budować. Poseł Neumann zwrócił mu uwagę, że miał być. Według pierwszych propozycji. Dopiero potem pojawił się pomysł, żeby inwestycję zbudował i przekazał innej spółce.
Po Grzegorzu Maju zeznawał Tomasz Malarz. Były funkcjonariusz ABW oddelegowany do ministerstwa sportu. Był tam dyrektorem departamentu prawno-kontrolnego, oddelegowanym z kolei do zespołu Zyty Gilowskiej zajmującego się ustawą hazardową. Jak zeznał, pełnił tam tylko rolę obserwatora i nie miał wpływu na powstające przepisy.
Malarz mówił, że w resorcie sportu wszyscy wiedzieli, że jest z ABW. Dla nikogo nie było to tajemnicą. Na pytania dotyczące jego służby w Agencji nie odpowiadał, zasłaniając się tajemnicą prawnie chronioną. O tym, jak trafił do resortu mówił już Tomasz Lipiec (link powyżej). Malarz to powtórzył. Nie chciał powiedzieć, czy informował ABW o postępie w pracach nad ustawą hazardową.
Często mówił nie pamiętam. Jeszcze częściej mogę odpowiedzieć na to pytanie na posiedzeniu niejawnym.
Przypomniał sobie za to, w kontekście zeznań Grzegorza Maja, że na jednym z posiedzeń zespołu zajmującego się przygotowaniem projektu nowelizacji ustawy hazardowej Totalizator wskazywał, że koszty wprowadzenia wideoloterii będą tak wysokie, że zaczną się zwracać dopiero po kilku latach.