Wdowa po mężczyźnie, który zginął podczas katastrofy hali MTK w Katowicach, nie dostanie pieniędzy - orzekł sąd. Wszystko przez wadliwe przepisy uniemożliwiające jej uzyskanie odszkodowania, pisze "Rzeczpospolita".
Sąd dowiódł, że sytuacja materialna kobiety nie tylko nie pogorszyła się w wyniku śmierci męża, ale wręcz... poprawiła. Taka argumentacja pojawia się często w tego rodzaju procesach. Prawo nie przewiduje bowiem rekompensaty za krzywdę moralną bliskich ofiary śmiertelnego wypadku czy przestępstwa.
Sąd może im przyznać jedynie tzw. stosowne odszkodowanie, ale tylko wówczas, gdy na skutek śmierci np. głowy rodziny nastąpiło znaczne pogorszenie ich sytuacji życiowej.
Obecny stan prawny jest wielce demoralizujący. - Jeśli ktoś komuś zabije psa, tym bardziej rasowego, to właściciel zwierzęcia łatwo wygra w sądzie sprawę o odszkodowanie. Za śmierć dziecka natomiast zadośćuczynienia nie ma, mówi warszawski adwokat Juliusz Janas. I przytacza przykłady takich spraw.
Jeśli poszkodowany przeżyje, sprawca bądź towarzystwo ubezpieczeniowe płaci więcej niż w razie jego śmierci, wskazuje adwokat Józef Forystek. - Gdy przeżyje, ma prawo do renty uzupełniającej, a więc wyrównania różnicy między tym co zarabiał, a tym co otrzymuje z ZUS. W razie śmierci nie ma takiej odpowiedzialności.
"Rzeczpospolita" przypomina, że kodeks zobowiązań z 1933 r. (a wcześniej kodeks Napoleona) dopuszczał taką rekompensatę, i pociesza, że w Sejmie czeka już projekt ustawy, która te wady polskiego prawa ma usunąć.
Źródło: "Rzeczpospolita"