Nie oddamy meksykańskiej grypie ani guzika. Silni, zwarci, gotowi stoimy na straży naszych granic, płuc i tchawic. Tak? To teraz proszę posłuchać, jak zapewnienia specjalistów sprawdzają się w praniu.
Tak się złożyło, że w zeszły czwartek wróciłem z Meksyku. Tak się również złożyło, że wróciłem niezdrów. Kichałem, prychałem, bolało gardło i miałem gorączkę. Może nie 40 stopni, ale 38 to na bank. Na początku zeszłego tygodnia poszedłem do lekarza internisty. Pani doktor mnie zbadała, orzekła: zapalenie oskrzeli. Tu jest antybiotyk, a tu zwolnienie do końca tygodnia. Podziękowałem i rozpocząłem kurację. Pomogło.
W sobotę w mediach pojawiły się doniesienia o meksykańskiej grypie świńskiej. Nie jestem panikarzem, ale przedstawiciel Sanepidu wezwał w TVN24 wszystkich, którzy byli w Meksyku i mają katar, kaszel i gorączkę, aby się zgłosili. Ponieważ podlegałem i pod katar i pod kaszel i gorączkę, postanowiłem odpowiedzieć na ten apel. Jako odpowiedzialny obywatel, bo zagrożenia nie wolno bagatelizować. Tak przecież mówią specjaliści, prawda? Silni, zwarci… tak, tak.
Dzwonię do Sanepidu. Opisuję objawy i zgłaszam, że wróciłem z Meksyku. – Tak, tak, zaraz oddzwonię – słyszę odpowiedź. Po kwadransie rzeczywiście jest odpowiedź: proszę się zgłosić do Szpitala Zakaźnego, na wszelki wypadek zrobią Panu badania. Wie Pan, strzeżonego… Wiem, wiem. Poprosiłem jeszcze o pomoc redaktora Marka Nowickiego, który akurat przygotowywał relację o grypie i zapytał eksperta, co kolega (znaczy: ja) ma zrobić. Niech się zgłosi do Szpitala Zakaźnego – doradził ekspert. Zrobią badania, wykluczą grypę.
Dzwonię. 33-55-261.
- Halo, dzień dobry, czy to Szpital Zakaźny?
– Tak, Izba przyjęć.
– Proszę Pani: wróciłem z Meksyku, źle się czułem, lekarz zdiagnozował zapalenie oskrzeli i dał antybiotyk - ale to było jeszcze przed tym alarmem, może powinienem się zgłosić na jakieś badania, aby – wie Pani, nie panikuję, ale strzeżonego…
- Badania? Jakie badania?! My tu nie robimy żadnych badań.
- Ale ja z Meksyku…
- No ja wiedziałam, że tak będzie, że będą ludzie dzwonić. Chwileczkę – pani z izby przyjęć była dosyć stanowcza, ale postanowiła skonsultować się z koleżanką. Na tyle głośno, że wszystko słyszę. – Jakiś facet dzwoni, że był w Meksyku. Poszedł do lekarza, dostał antybiotyk. Przecież my tu nic nie zrobimy, nie? – No nie. Niech facet wraca do lekarza – słychać doświadczony głos z głębi izby.
- Proszę Pana. Pan idzie do lekarza pierwszego kontaktu na kontrolę – tym razem to już do mnie.
- Ale ja byłem, a w dodatku w Sanepidzie powiedzieli, żeby się zgłosić do Państwa, że trzeba badania zrobić i wykluczyć…
- Proszę Pana. My tu żadnych badań nie robimy. Niech Pan idzie do lekarza.
- Dziękuję. Życzę dużo zdrowia – żegnam się z Panią.
- Ja Panu również – Pani najwyraźniej doceniła mój dowcip.
Zgodnie z radą pani ze szpitala, zapisuję się do internisty. Nie ma miejsc. Przypuszczam więc szturm na recepcję, hasło „Meksyk” otwiera wszystkie drzwi i powoduje, że wokół mnie szybko robi się jakoś luźniej. Wracam do swojej pani doktor. Wysłuchany, osłuchany i opukany dowiaduję się, że to nie żadna świńska zaraza, tylko zwykłe zapalenie. Co prawda z importu, ale jednak zwykłe i to już prawie wyleczone.