Naczelny sąd administracyjny zdecydował, że stopień z religii ma liczyć się do średniej. To werdykt z Włoch.
Prawie nigdy, nie zgadzam się z Romanem Giertychem. Nie wierze, że polską szkołę uzdrowią mundurki albo, że przyczyni się do tego zamykanie nieprzystosowanej młodzieży w zakratowanych szkołach. Nie sądzę też, że Unia Europejska to zgniła struktura, a teoria ewolucji to wymysł szalonych naukowców. Pomysły Romana Giertycha są mi obce, tak jak jego ojcu obcy jest język dialogu.
Ostatnia decyzja Giertycha (o dziwo) jest jednak bardzo dobra. Minister Giertych podpisał rozporządzenie, które nakazuje zaliczać do średniej ocenę z religii. Oznacza to, że przedmiot ten zacznie być traktowany poważniej. Nie jestem fanatykiem religijnym. Nie zależy mi na tym, by szkoła państwowa, w państwie wolnym światopoglądowo (jak stoi w konstytucji), prowadziła religijną krucjatę. Chciałbym jednak, by uczniowie - skoro decydują się na uczęszczanie na religię - traktowali przedmiot poważnie. Tak samo jak inne. Sam wiem, jak traktowałem religię w szkole. To było 45 minut luzu. Czas na douczenie się przed sprawdzianem z matematyki, lub odrobieniem zadania z fizyki. Trzy kwadranse na głośne rozmowy o wszystkim, tylko nie o religii. Księdza się nie słuchało. Po co. Konsekwencji nie było żadnych.
Bardzo dobrze, że Giertych chce to zmienić. Do chodzenia na religię nikt, nikogo nie zmusza. A jak już decydujesz się chodzić, to ocena trafia na świadectwo.
Niedawno na blogu swojego dobrego znajomego (pozdrawiam Przemku) przeczytałem, że sąd we Włoszech zdecydował: religia ma być zaliczana do średniej ocen. Jak argumentował sędzia, na średnią składają się także oceny z "pozaszkolnych zajęć formacyjnych, które wzbogacają w dziedzinie kultury" i dodał „do takich należy zaliczyć naukę religii”.
W tym przypadku Włochy powinny być dla nas wzorem.