Jak trzeba rozmawiać z Władimirem Putinem? - zapytał "Dziennik" b. premiera Leszka Millera, który był ostatnim szefem polskiego rządu, przyjętym na Kremlu.
- "Ja zacząłem od żartu, odpowiada Miller. - To był grudzień 2001 roku, surowa zima. Więc opowiadam jak to Sasza dzwoni z Moskwy do Jurija w Nowosybirsku i pyta: - Mówią, że u ciebie minus 50. Jak ty to wytrzymujesz? - 50 stopni? Skąd. U nas jest minus 30, odpowiada Jurij. - Jesteś pewien? W telewizji podali, że minus 50, nalega Sasza. - No chyba że mówią o temperaturze na zewnątrz, przyznaje Sasza".
- "Zapadła chwila ciszy. Przestraszyłem się, że Putin uzna to za drwiny z rosyjskiego systemu grzewczego. Ale nie - po chwili wybuchnął gromkim śmiechem. I już potem było dobrze".
Putin - relacjonuje Miller - patrzy rozmówcy prosto w oczy. - "Wiedziałem, że muszę ten wzrok wytrzymać i też patrzeć prosto w oczy. Inaczej może pomyśleć, że mam coś do ukrycia, że coś kombinuję. Starałem się też jak najmniej zaglądać do notatek i mówić z głowy. I jeszcze jeden dobry sposób: odwołać się do rosyjskiej literatury, sztuki. Oni mają poczucie, że za granicą nie docenia się ich kultury".
Źródło: Dziennik