Pierwsze przesłuchania może nie były przełomowe, ale na pewno nie były bez wartości. Zwłaszcza tam, gdzie pojawiały się pytania o wideoloterie. Ale po kolei...
Anna Cendrowska – na początku lat 90-tych była krupierką w firmie Casinos Poland. Potem prowadziła obsługę prawną dla nieistniejącej już firmy z salonami bingo.Od 1994 roku pracuje w ministerstwie finansów, od początku w departamencie gier losowych i zakładów wzajemnych.To jedna z tych osób, które o pracach nad ustawą hazardową w kolejnych rządach wiedzą prawie wszystko.Kiedy w stosach dokumentów szukała jakiejś notatki, mówiła: „kurcze, za dużo tych dokumentów jest”. Kilka razy prosiła o przerwę, żeby coś konkretnego w tych dokumentach znaleźć, np. „taki ładny schemacik z dopłatami”. Pewna siebie i bezpośrednia. Jeden z posłów Platformy powiedział mi po przesłuchaniu, że Anna Cendrowska przed komisję jeszcze wróci. Nie wszystko powiedziała. Nie o wszystko posłowie zapytali.
Cendrowska zeznała, że projekt, który Przemysław Gosiewski przesłał do ministerstwa finansów w lipcu 2006 został napisany przez Totalizator Sportowy. O czym miał jej powiedzieć wiceminister finansów Marian Banaś. Kto z Totalizatora Sportowego napisał projekt? Odpowiedź była prosta. Proszę pytać w Totalizatorze. Dlaczego projekt napisał Totalizator? Nie wiem. Czy Totalizator miał bezpośredni wpływ na dalsze prace nad ustawą? Można tak powiedzieć.
Cendrowska zaprzeczyła, jakoby podczas spotkania z Przemysławem Gosiewskim i Krzysztofem Jurgielem powiedziała, że jej departament jest „uwikłany” i dlatego projekt powinien pójść przez klub parlamentarny, a nie przez rząd. Być może był to skrót myślowy. Może przekazałam tylko zdanie ministra Banasia. Na 100 procent nie był to mój pogląd, że departament jest uwikłany, bo bez sensu byłoby wtedy w nim pracować – mówiła. Przypomnijmy, projekt zakładał m.in. likwidację dopłat od wideoloterii, obniżenie podatku od wideoloterii i podwyższenie podatków od automatów o niskich wygranych. Poseł Arłukowicz złożył wniosek o konfrontację Anny Cendrowskiej z Przemysławem Gosiewskim.
O DOPŁATACH
Mówiła, że to byłaby spécialité de la maison. Że nigdzie tego nie ma. Ale, że resort był zdeterminowany, żeby dopłaty wprowadzić (i w rządzie PiS i w rządzie PO). Z jej słów wynikało, że nigdy nie była entuzjastką tego rozwiązania.
O LIMITACH
Pytana o to, dlaczego w pierwszym projekcie Platformy (28 kwietnia 2008) pojawiło się zniesienie limitów dla kasyn i salonów gier (pisałam o tym wcześniej) odpowiadała, że do resortu finansów przyszło w tej sprawie pismo od Waldemara Pawlaka z postulatami BCC. Nikt nie zapytał, dlaczego rekomendowała ministrowi Kapicy zniesienie limitów już po tym, jak rozwiązanie skrytykowała m.in. Komenda Główna Policji.
O WIDEOLOTERIACH
„Ładny schemacik”, o którym mówiła Anna Cendrowska to jej symulacja tego, co by było, gdyby posłuchać Totalizatora, czyli zlikwidować dopłaty od wideoloterii, a kazać je płacić innym, czyli kasynom i automatom o niskich wygranych (taki postulat – jak zeznała Cendrowska – w toku prac zgłaszał Totalizator). Dopłaty to 10% od każdej stawki, czyli płaci gracz. Schemat pokazał, że taki układ by się państwu nie opłacił. Dlaczego? Anna Cendrowska założyła, że gracze graliby tam, gdzie nie musieliby oddawać 10% stawki, czyli wygrałyby wideoloterie, a automaty obciążone dopłatami poszłyby w odstawkę. Wniosek – państwo by na dopłatach nie zarobiło, bo gracze graliby w wideoloterie, od których dopłat nie musieliby płacić. A na automatach (ANW) graliby mniej, stąd pieniądze z dopłat od automatów (ANW) byłyby mniejsze. Jak rozumiem, mniej zarobiliby też ich właściciele. Ostatecznie w projekcie, który wyszedł z ministerstwa finansów 15 maja 2007 były dopłaty i od wideoloterii i od całej reszty.
Anna Cendrowska zeznała, że ministerstwo finansów nie zgadzało się na postulaty Totalizatora także dlatego, że przedstawiał różne szacunki dotyczące tego, ile wprowadzenie wideoloterii na rynek będzie kosztować. Najpierw miało kosztować 200-300 mln euro, potem już 3,5 mld złotych. W odpowiedzi na wątpliwości resortu pojawiła się kolejna symulacja kosztów - z kwotą 2 mld złotych. Skąd takie rozbieżności? To pytanie do Totalizatora Sportowego.
Zastanowiło mnie coś jeszcze. Cendrowska mówiła, że gdyby obniżyć podatek od wideoloterii (do 30%) i zlikwidować dopłaty, to wtedy opodatkowanie byłoby na poziomie automatów o niskich wygranych (ryczałt 180 euro od automatu – wtedy w planach) i takiej konkurencji automaty mogłyby nie wytrzymać. Bo – jak tłumaczyła – wideoloterie są bardziej atrakcyjne. Głównie dlatego, że wygrane są wyższe (kumulują się w skali kraju). Czy to oznacza, że wideoloterie nigdy nie weszły na rynek, żeby nie być konkurencją dla „jednorękich bandytów”? Po co wprowadzono je do ustawy w 2003 roku, skoro na dzień dobry zostały obłożone 45% podatkiem i 10% dopłatą? W większości krajów są zakazane, bo uzależniają bardziej niż inne automaty. Ale tam, gdzie zdecydowano się je wprowadzić i objąć monopolem państwa (np. w Szwecji), działają i przynoszą państwu spore zyski. Przy restrykcyjnych mechanizmach zabezpieczających, np. spowalnianiu gry tam, gdzie gracz zbyt długo przegrywa. Sprawdza się też, czy nie grają niepełnoletni (trzeba pokazać dowód, żeby kupić kartę do gry).
Ciekawie mówił o tym Jacek Uczkiewicz (wiceminister finansów w rządzie Leszka Millera). Ale po kolei...
Wideoloterie – według ustawy z 2003 roku - są urządzane w sieci terminali wideo połączonych z centralnym systemem sprawozdawczym i monitorującym, a uczestniczy się w nich poprzez nabycie losu lub innego dowodu udziału w grze, przy czym gracz może typować liczby, znaki lub inne wyróżniki, a podmiot urządzający wideoloterię oferuje wyłącznie wygrane pieniężne.
Miały być objęte monopolem państwa. Totalizatorowi przez sześć lat nie udało się wprowadzić ich na rynek. Udało się innym, o czym podczas przesłuchania Anny Cendrowskiej mówił poseł Arłukowicz. Pytał o firmę, w której kiedyś pracowała i o grę, którą ta firma proponuje od października 2008 roku:
System gry ze wspólną wygraną polega na odkładaniu do wspólnej puli części kwoty od każdego zakładu na automatach połączonych w sieć. Każdy z grających na automatach połączonych w sieć Mega Jackpot może obserwować, jak w trakcie gry rośnie główna nagroda (tzw. progressive jackpot). W momencie trafienia głównej wygranej system rozpoczyna naliczanie od nowa. W systemie oferowanym przez Casinos Poland kwota do wygrania będzie kumulowana jednocześnie w 7 kasynach!
Anna Cendrowska potwierdziła, że na prowadzenie takiej gry wystarczy zezwolenie ministerstwa finansów. Konkretnie departamentu, w którym pracuje. Ale nie o tym myślę (zapewniała, że odkąd pracuje w resorcie nikt z Casinos Poland się z nią nie kontaktował). Zastanawiam się raczej, jak to możliwe, że przy tak intensywnym lobbingu (łącznie z pisaniem projektu ustawy w 2006 roku!) Totalizator Sportowy nie był w stanie doprowadzić do wprowadzenia wideoloterii na rynek, a w międzyczasie zrobili to prywatni przedsiębiorcy, bez specjalnych umocowań ustawowych, bo pod innym szyldem. To także odpowiedź na pytanie, czy nowa ustawa oby na pewno delegalizuje wideoloterie. To bez znaczenia. One już działają. Tyle tylko, że nazywają się inaczej.
Jacek Uczkiewicz – wiceminister finansów w rządzie Leszka Millera. Inicjator pierwszej po 10 latach dużej noweli ustawy hazardowej. Jak mówił, chciał wyprzeć z rynku grupy przestępcze i zastąpić je poważnym kapitałem. Wcześniej był posłem SLD i wiceszefem NIK-u. W maju 2004 mianowany pierwszym polskim audytorem w Trybunale Obrachunkowym UE.
Dwa ciekawe wątki jego zeznań. Bo – jak sam mówił – w czasach SLD ustawa hazardowa została dwa razy poważnie skaleczona. Przez kogo? Dlaczego?
O WIDEOLOTERIACH
Według Uczkiewicza ustawa została skaleczona po raz pierwszy, kiedy rząd podjął decyzję o objęciu wideoloterii dopłatami. 10% na sport i kulturę. Już wtedy wiedział, że wideoloterie nie wejdą na rynek, mimo, że w jego wizji miały być istotnym uzupełnieniem automatów o niskich wygranych. Plan był taki, żeby wideoloterie opodatkować jak kasyna – 45%. Nie udało się. Doszły dopłaty. Jak mówił, automaty o niskich wygranych zostały bez konkurencji.
Kto nie chciał wideoloterii? – pytał poseł Wassermann.
Ministrowie oświaty i kultury – odpowiadał Uczkiewicz.
Poseł Arłukowicz kontynuował wątek: Gdybyśmy wyszli z założenia, że wideoloterie są ciężką formą hazardu, co według pana jest lepszym zabezpieczeniem ustawowym przed ich wejściem masowym na rynek: utrzymanie i obłożenie podatkiem czy wykreślenie z ustawy? Uczkiewicz nie miał wątpliwości: Racjonalna organizacja i wypełnianie roli regulatora jakim jest minister finansów.
Mimo takiej opinii wnioskodawcy rząd na drugim posiedzeniu przyjął dopłaty od wideoloterii. Uczkiewicz zeznał, że dostał od ministra finansów polecenie w tej sprawie. Wątek poboczny – podobno sam Totalizator wobec pomysłu wprowadzenia wideoloterii był – tu cytat – wstrzemięźliwy. Co też może dziwić. Przecież to Totalizator, a z nim skarb państwa miał być głównym beneficjentem całej akcji.
Oczywiście nie jedynym. Za takim przedsięwzięciem stoją firmy, które miałyby wideoloterie obsługiwać. Konkretnie jedna firma. GTech (od 1991 roku obsługuje TS). O jej kontrakcie krążą legendy. Że jest niekorzystny dla Totalizatora – mówił w jednym z wywiadów także Zbigniew Chlebowski. Kilka dni temu GTech wydał oświadczenie, w którym tłumaczy, że cokolwiek w tej sprawie robił, robił zgodnie z prawem.
O POPRAWCE „50 EURO”
To wszystko jest o tyle zastanawiające, że drugie skaleczenie ustawy, o którym mówił w piątek Jacek Uczkiewicz to obniżka podatku ryczałtowego dla automatów o niskich wygranych – z proponowanych przez niego i rząd 200 euro od maszyny do 50 euro (z progresją do 125 euro w 2006 roku). Poprawka (o którą do dziś oskarżają się wzajemnie poseł Chlebowski i posłanka Błochowiak) to – zdaniem Uczkiewicza – wynik porozumienia między największymi klubami: SLD i PO. Jak mówił, nie wie, kto przekonał kluby do takiego rozwiązania. Efekt? Automaty o niskich wygranych wystartowały z cztery razy niższym niż zakładano podatkiem ryczałtowym, a wideoloterie, na których miał zarobić skarb państwa – do 45% podatku dostały jeszcze 10% dopłatę.
Nowela niewątpliwie wyszła naprzeciw automatom o niskich wygranych. A wideoloterie, które wtedy – z założenia - miały z nimi konkurować zostały tylko paragrafem w ustawie. Komu na tym najbardziej zależało? Warto przypomnieć, że asystentem społecznym szefa klubu SLD – Jerzego Jaskierni – był Maciej Skórka, o którego związkach z branżą hazardową rozpisywały się media. Obaj są na liście świadków sejmowej komisji śledczej. Prokuratura śledztwo w tej sprawie umorzyła.