W 1987 r. w Niemczech Zachodnich złożył wizytę szef komunistycznego NRD Erich Honecker. Był przyjmowany z największymi honorami państwowymi przez ówczesnego kanclerza RFN Helmuta Kohla. Przypominanie tego wydarzenia po 20 latach może dziwić, w końcu wizyta jak każda inna. Otóż nie. Nie była to zwykła wizyta. Po pierwsze, RFN w sensie prawnym nie uznawała NRD za państwo. Po drugie, Honecker zawsze wierzył, że NRD zwycięży w walce ideologicznej z RFN i stanie się jedynym „państwem niemieckim”. Kto miał rację, okazało się już 2 lata później, przy okazji zburzenia muru. Doskonale pamiętam, że w czasie wizyty Honeckera w Bonn pojawiały się komentarze, iż tak zwana „kwestia niemiecka” będzie otwarta tak długo, jak długo zamknięta będzie Brama Brandenburska. Otwarcie Bramy zamknęło kwestię niemiecką.
Jednak dzisiaj z wielką siłą kwestia niemiecka powraca do polskiej polityki wewnętrznej i zewnętrznej. W latach 90-tych wydawało się, że Polska i Niemcy sprawnie weszły do nowego porządku światowego i europejskiego po zakończeniu ery zimnej wojny. Jest inaczej. Dzisiaj pytanie o charakter związków Polski i Niemiec staje się jedną z naczelnych spraw polityki polskiej.
W zalewie polskich i zagranicznych komentarzy powyborczych i komentarzy po 2 latach rządów PiS w polityce zagranicznej dostrzegam dwie szkoły myślenia o Niemczech. Pierwsza wyraźnie definiuje miejsce państwa polskiego w nowej Europie poprzez konflikt polsko-niemiecki. Widzi w Niemczech i Niemcach rywali (nie wrogów), znajdujących się co prawda w tych samych sojuszach, ale kształtujących te sojusze niezgodnie z polskimi interesami. Niemcy są mocarstwem o „obiektywnie sprzecznych interesach z Polską” – brzmiało jedno z kluczowych zdań wypowiedzianych w okresie wyborczym ze strony przedstawiciela tej szkoły. Każdorazowa próba opisu relacji polsko-niemieckich podejmowana jest przez pryzmat stałego sporu i konfliktu. Sukcesy współżycia polsko-niemieckiego nie są akcentowane, jeśli nie pomijane w ogóle, zaś realne problemy i spory są podnoszone do rangi egzystencjalnego sporu Polaków i Niemców. Ta szkoła myślenia o Niemczech argumentuje, że rozwiązanie spraw skomplikowanych w polsko-niemieckim sąsiedztwie może nastąpić jedynie poprzez nagłaśnianie sporów i przeniesienie ich do centrum dyskusji o obydwu krajach i narodach. W argumentacjach padają często słowa o zagrożeniu terytorium Polski przez Niemcy (jeśli nie przez państwo, to przez Niemców z organizacji ziomkowskich), o zagrożeniu ze strony prawa europejskiego, które może się stać narzędziem niemieckiej presji na Polskę – stąd odrzucenie Karty Praw Podstawowych (KPP) UE.
Druga szkoła widzi sąsiedztwo z Niemcami inaczej. Nie kwestionując sporów o przeszłość (Centrum przeciw Wypędzeniom, Powiernictwo Pruskie, dzieła sztuki) ani sporów bieżących (gazociąg bałtycki z Rosji do Niemiec) chce wspólnie z Berlinem kształtować mapę polityczną Europy, zwłaszcza Środkowej i Wschodniej. Akcentuje silną wspólnotę interesów politycznych i ekonomicznych Polski i Niemiec. Wspólnota obejmuje między innymi rozbudowę i usprawnienie Unii Europejskiej, zachowanie amerykańskiej obecności politycznej i wojskowej w Europie jako gwaranta pokoju i przeciwwagę dla mocarstwa rosyjskiego, demokratyzację byłego Związku Sowieckiego łącznie z Rosją. Ta szkoła nie kwestionuje, że Niemcy, największy kraj UE, będzie szczególnie silnie obecny w polityce wschodniej i będzie miał własne relacje z Moskwą, ale zakłada, że bezpieczeństwo państwa polskiego zostanie zagwarantowane jeśli relacje Warszawy z Berlinem będą bliższe i cieplejsze od relacji Moskwy z Berlinem.
Dwie szkoły. Dwa myślenia. Dwa kierunki. Dwie polityki?