Kapitan Sowa na tropie

Stołeczna policja odnotowała sukces. Po dziewięciu latach odzyskała skradziony telewizor marki Yountchi. Teraz tylko musi znaleźć właściciela. Skoro aparat ścigania tak dobrze sobie radzi, to może wkrótce znajdzie i internet?

Znajomy ma wydawnictwo. Wydaje przewodniki dla żeglarzy. Nie tak dawno zauważył, że ktoś jego przewodnik zeskanował i umieścił na serwerach P2P. Poszedł więc na policję. Dzielnicowy wysłuchał zeznań, spisał i poradził obywatelowi, aby się udał do domu.- A więc sprawa załatwiona, pirat jutro będzie złapany, a moje prawa autorskie odzyskane?! - ucieszył się mój znajomy, a przed oczami stanął mu Bruce Willis łapiący w ostatniej części Szklanej Pułapki (polecam!) hakera za hakerem. Z marzeń zbudził go ściszony głos, a wokół już nie było Hoover Building FBI tylko lokalny komisariat w Warszawie.- Yyy, tak. No, prawie - niepewnie odpowiedział dzielnicowy. - Wie Pan, tamten to pewnie ma komputer na dziadka i nic mu nie zrobimy. No i właściwie to jak mamy mu zakazać rozpowszechniania? - westchnął funkcjonariusz.

Ale to jeszcze nic. Słyszałem o innej, podobnej historii. Po przyjęciu zgłoszenia policjanci rozpoczęli poszukiwania w sieci pirata łamiącego prawa autorskie. Minął jakiś czas, poszkodowany obywatel pyta na komisariacie, jak idzie pościg za cyberprzestępcą. - Wie Pan, coś już mamy! Ten internet prawdopodobnie jest w Krakowie - odpowiedział detektyw. Za dziesięć lat tego interneta może uda się złapać? Czynności trwają.

Czytaj także: